R1139-6 Kanonizowanie świętych

Zmień język 

::R1139 : strona 6::

Kanonizowanie świętych

DLA nas, jak i dla apostołów w ich listach, słowo święty jest zastosowane do oznaczenia prawdziwie poświęconego wśród wyznających chrześcijan. Zobacz, jak to słowo jest użyte w następujących wersetach: Rzym. 12:13; 15:25,26,31; 16:15; 1 Kor. 14:33; 16:1; 2 Kor. 8:4; 13:33; Efez. 3:8; 4:12; 6:18; Filip. 1:1; Judy 1:3. Ale gdy wczesny kościół zaczął wzrastać w popularności światowej, to używanie tego słowa w biblijnym znaczeniu powszechnie ustało. Rzeczywiście, wielką rzeszą tych, którzy wtedy przyszli do wyznawania chrześcijaństwa z powodu jego popularności byli poganie, lecz oni nie zostali prawdziwie nawróceni na chrześcijaństwo; i w ogólności byli dalekimi od twierdzenia, że są zupełnie poświęceni w myśli, słowie i postępowaniu według Chrystusowych nauk i przykładu.

Było to w czasie, kiedy system papieski wzrastał i stopniowo się kształtował. Wykorzystując bałwochwalcze skłonności pogan twierdzących, że są chrześcijanami oraz z powodu swej światowej przewagi i dążności uznania w oczach cesarza, powstała myśl i została wprowadzona w czyn, wyznaczenia pewnych dobrych lub gorliwych osób z przeszłości jako świętych, godnych czci i przywileju, by byli chwalebnymi pośrednikami pomiędzy Bogiem a ludźmi, do których ludzie dlatego mogliby się modlić. W ten sposób papiestwo przedstawiło pogańskim umysłom coś bardzo podobnego do ich praktyk religijnych, do których oni byli od dawna przyzwyczajeni. Wiele ich bóstw znalazło odpowiednie odbicie w tzw. trójcy, zarówno w obrzędach, jak i w wizerunku świątyń, itp., jak Diana i inne pogańskie boginie, które zostały zastąpione przez Pannę Marię, zwaną Świętą Matką Boga i Królową Nieba; a umarli bohaterowie, półbogowie (niżsi bogowie) Grecji i Rzymu, zostali zastąpieni przez zmarłych świętych, których wizerunki i rzeźby tworzyło Papiestwo przez szczególnie upoważnionych ludzi, by się do nich modlono. Dzieło formalnego ogłoszenia kogokolwiek z ludzi w ten sposób „świętym” jest zwane kanonizacją i jest zwykle odkładane, aż na kilka stuleci po jego śmierci, kiedy jego grzechy, a niekiedy zbrodnie, są ogólnie zapomniane, a jego cnoty i łaski się pomnażają i są upiększone relacjami zdumiewających postów, cudów, itp. dokonanych przez niego. Tacy przez papieski dekret nagle stają się świętymi, by byli adorowani i szanowani.

Niejeden mógłby przypuszczać, że taka niedorzeczność powinna być obecnie zaprzestana; i że takie trwanie w tym tylko obnażyłoby Papiestwo, przez co byłoby zlekceważone przez cywilizowanych ludzi. Na pewien długi okres rzeczywiście zaprzestano tego i żadni nowi święci nie byli kanonizowani, lecz obecny papież jest widocznie czytelnikiem ludzkiej natury i widzi, że lud dzisiejszy „lubi być otumaniany”, jak to wyraził Barnum, i że dlatego papież ożywia wiele starych zwyczajów, a wśród nich i kanonizację więcej świętych.

Nie potrzeba bezpośrednio krytykować tej metody, gdyż nasi czytelnicy, zapoznani ze Słowem Bożym, dobrze wiedzą, że wszyscy prawdziwi święci będą wywyższeni i kanonizowani w sposób większy i wspanialszy, kiedy słuszny czas nastanie i to przez prawdziwego Chrystusa, a nie przez przedstawiciela antychrysta.

Przedstawiamy obecnie opis odbytej niedawno kanonizacji w Rzymie, jak to podaje protestancki misjonarz, niejaki Mr. M. C. Van Meter. Mówi on tak:

„Sala Kanonizacji jest ponad przedsionkiem, gdy się wchodzi do Bazyliki Św. Piotra. Jest ona około 300 stóp długa, 90 stóp szeroka i 75 stóp wysoka, w środku której jest złoty pierścień z gołębicą zstępującą przez atmosferę taką, jak mgły okrywające Mount Blanc w jasny, letni dzień. Sklepienie to było przyozdobione w kabłąki cudnej piękności i napełnione przyjemnym światłem tysięcy woskowych świec. W dalekim końcu sali, gdzie zasiadał papież na tronie, stał jego ołtarz. Z tyłu ponad nim była nie do opisania „chwała”, błyszczące przyjemne złote promienie, które niknęły w czystej atmosferze. Wpośród tego pierścienia był srebrzysty pokład, na którym nic się nie znajdowało, tak dalece jak mogliśmy widzieć, lecz w naznaczonym momencie liczby poczęły się rozwijać, aż zauważyliśmy Trójcę w tej „chwale”, otoczoną cherubami. Bóg Ojciec ukazał się w podobieństwie zakonnika; Bóg Syn jako małe dziecię w ramionach matki, uśmiechający się jakoby było mu przyjemnie widzieć tak wiele pięknych rzeczy; Bóg Duch Święty w postaci gołębicy, lecz Panna Maria była wielkim przedmiotem adoracji. Jak przedstawiona tam i przyjęta przez papieża, Trójca była tylko do „uzupełnienia obrazu”, dla nadania odpowiedniej ozdoby”.

„W odłączeniu od ludu, po obu stronach były rezerwowane siedzenia, wznoszące się wyżej jedne nad drugimi, pokryte kosztownym adamaszkiem z ozdobnym obszyciem złotych nici i frędzlami. Siedzenia te były zajęte przez różnych dostojników, tj. kardynałów, arcybiskupów, biskupów, dyplomatów, rzymską szlachtę, krewnych papieża, reprezentantów różnych rzędów kościelnych dostojników, kardynała sekretarza propagandy, ze swoimi urzędnikami, zarządcą Bazyliki, apostolskiego pałacu, śpiewaków papieża, itp. Szwajcarska Gwardia i palatyn, w ich fantastycznych ubiorach, stanowili straż honorową. Galerie były zajęte przez znakomitych gości ze wszystkich części świata”.

„Już o 5-ej godzinie rano lud zaczął się zbierać na placu przed Bazyliką Św. Piotra, chociaż ceremonie nie miały się rozpocząć wcześniej niż o 9 godz. Nie mniej jak 50 000 ludzi stało od trzech do sześciu godzin i zaglądało do budynku, w którym takie tajemnicze dzieło miało być dokonane. Porządek wewnątrz był następujący: Najpierw, kongregacja dostojników, prokuratorzy z kolegium kardynałów, adwokaci konsystorza, prywatni kapelani, niosący krzyże, księża przybrani w ornaty (długie suknie) dwieście biskupów z białymi infułami i kapami ze srebrzystej materii, wyszywanych złotem, arcybiskupi, wśród których było wielu armeńskich, syryjskich i greckich, ubranych w kosztowności i wspaniałość ponad możność opisania. Po nich przyszło czterdziestu kardynałów, w ich urzędowych szatach, poprzedzonych przez niosących insygnia, postępowała ich „służba podrzędna” i oczekiwana świta”.

„Kiedy wszyscy usiedli, zapanowała tam na kilka chwil cisza grobowa. Potem papież w jego lektyce, pod złotym baldachimem i flabellą, czy ogromnymi wachlarzami ze strusich i pawich piór, otoczony pontyfikalną świtą, został wniesiony do sali i posadzony na „tron Boga”. Wysuwając swoją stopę spod swoich królewskich szat, a kardynałowie, arcybiskupi i inni w swoim rzędzie, przychodzili i całowali jego rękę, kolano albo palec, odpowiednio do rangi. Kiedy ten obrzydliwy obrzęd się skończył, adwokaci odczytywali petycję dla kanonizowania tych ludzi, na które odpowiedział papież. Potem zaśpiewał „Veni creator”, włożył infułę na swoją głowę i ogłosił ich świętymi! W tej chwili wielki dzwon Św. Piotra zadzwonił, a za nim tysiące dzwonów w mieście dzwoniły gwałtownie. Było tak sporządzone, że telegraf obwieścił nowinę po innych miastach i po całej ziemi, że dzwony dzwoniły dla oznajmienia ludowi, że teraz w niebie są nowi święci, by się przyczyniali za nimi”.

„Papież wtedy podpisał dokumenty poświadczając, że oni są prawdziwie świętymi i można się do nich modlić. Potem odprawił czytaną mszę i przyjął ofiary na tę okoliczność, składające się z wielkiej historycznej świecy, na której była wymalowana historyczna scena z życia świętego, srebrna klatka z gruchającymi gołębiami, z dzikimi gołębiami, kanarkami i pudełko z chlebem i winem. Potem udzielił papieskiego błogosławieństwa i został wyniesiony, a wszystko ustąpiło w tym samym porządku, jak i weszło. Tym sposobem zakończyła się bluźniercza demonstracja spoganizowanego chrześcijaństwa”.

***

Jest to bałwochwalczy i bluźnierczy system, do którego tak wielu (tak zwanych) przodujących protestantów znowu się wraca z pochlebstwem i kompromisem, aby osiągnąć jego względy. Jest to kościół, który Metodyski biskup proklamuje jako „wielki chrześcijański przybytek”, któremu prezbiteriański duchowny przychylnie przyznaje miano jako Matce kościoła, względem której on odczuwa swoje zadłużenie w znaczeniu każdej doktryny, które tak drogo szacuje (Zaiste, prawdziwie!) o której inni oznajmiają, iż muszą ją pozyskać przez powtórzenie ustępstw, aż ona będzie chętna uznać ich jako współpracujących razem z nią.

Nie mamy pojęcia, w jaki sposób rzesze nominalnego chrześcijaństwa będą zdolne do odróżnienia tej hipokryzji, bałwochwalstwa i bluźnierstwa tego narzucanego i zwodzącego fałszerstwa od prawdziwego kościoła w chwale; lecz prawdziwe owce Pana, które znają głos prawdziwego Pasterza nie będą naśladować innego, potrzebują tylko poinformowania o fakcie, by wyraźnie widziały kroki, jakie mają powziąć – że jeśli znajdują się w jakimś kręgu wielkiego Babilonu, czy to papieskiego, czy protestanckiego, to powinny być posłuszne głosowi Pańskiemu: „Wynijdźcie z niego ludu mój!”

====================

— Sierpień 1889 r. —