R3182-124 Studium biblijne: „Miłować jako bracia”

Zmień język

::R3182 : strona 124::

„Miłować jako bracia”

— Dz. Ap. 21:1-12 — 26 KWIETNIA —

Złoty Tekst: „Niech się stanie wola Pańska” – Dz. Ap. 21:14

Braterstwo w Chrystusie jest najbliższym pokrewieństwem, a niektóre wydarzenia w podroży Pawła z Efezu do Jerozolimy ilustrują to braterskie pokrewieństwo bardzo pięknie. W dwudziestym rozdziale Dziejów Apostolskich podaną mamy rozmowę Pawła ze starszymi Zboru Efezkiego i o jego rozstaniu się z nimi ze łzami i modlitwą.

Pierwsze słowa niniejszej lekcji mówią: „A gdyśmy odjechali, rozstawszy się z nimi” itd. Słowa „rozstawszy się z nimi”, według greckiego oryginału, znaczą: oderwali się od nich, jakoby w tym znaczeniu, że serca ich tak były spojone, iż trudno było im rozstać się. Znajdujemy, że tak samo rzecz się ma obecnie pomiędzy poświęconym ludem Pana. Tak bywają spojeni jedni z drugimi, jak nie dokonują tego żadne formalne przepisy wiary ani denominacyjne związki. Każdy kto jest złączony z Chrystusem odczuwa specjalne zainteresowanie i sympatię dla każdego współczłonka tak, że jak określił to Apostoł: jeżeli jeden członek doświadcza radości, radują się wszystkie członki, a gdy jeden znajdzie się w ucisku, utrapieniu lub smutku, wszyscy dotknięci są współczuciem. To daje się zauważyć w proporcji jak prawo miłości rozwija się i obfituje w każdym członku. Nieznaczna miłość zrodzona na początku w chrześcijańskim charakterze, rozszerza się i pogłębia, napełniając wszystkie rozgałęzienia serca i uświęcając je czystą, niesamolubną, świętą miłością.

Podróż z Miletu do Patary była prawdopodobnie w małym przybrzeżnym żaglowcu. W Patarze znaleźli większy okręt, na którym odbyli dalszą część podróży do Tyru. W tym miejscu, Apostoł i towarzysze jego odszukali niektórych wierzących, o których wiedzieli poprzednio, że tam mieszkali. Tu mamy drugi dowód wzajemnego przywiązania i zainteresowania pomiędzy wiernymi w rychłym Kościele. Liczba zainteresowanych była widocznie mała, podobnie jak to rzecz się ma i dziś; po dwóch lub trzech, po sześć lub siedem, grupki takie były o wiele liczniejsze aniżeli większe grona. Małość tej grupki nie powstrzymała jednak Pawła od odszukania ich, aby mógł ich zachęcić i wzmocnić. Możemy raczej powiedzieć, że fakt, iż Pańskie klejnoty są tak nieliczne, czyni je tym droższymi.

W małym tym zgromadzeniu znajdowali się widocznie niektórzy mający dar prorokowania, jakie to dary udzielane były wiernym w rychłym Kościele. Mający dar prorokowania mogli przepowiadać przyszłe wydarzenia, na podobieństwo proroków starodawnych, jak Izajasz, Jeremiasz i inni, z tą tylko różnicą, że gdy tamci prorokowali więcej publicznie, to ci w rychłym Kościele mieli poselstwa specjalnie tylko dla Apostołów i innych członków Kościoła. Poselstwo, jakie było dane przy tej okazji, tyczyło się Pawła i jego doświadczeń w Jerozolimie, że miał tam być uwięziony i maltretowany, a z tego powodu prosili go wszyscy aby tam nie szedł. Apostoł oświadczył już poprzednio, że duch w różnych miejscowościach świadczył, że go więzienie i związki czekają, mimo to jednak on rozumiał, że Boską wolą było aby szedł do Jerozolimy i z tego powodu on postanowił nie wahać się, wierząc że Bóg był w stanie pokierować to wszystko według Swoich zamysłów, jeżeli tylko on będzie Mu wiernym.

Nie potrzebujemy rozumieć, że świadectwa owych miejscowych proroków były przeciwnie temu, co Apostoł rozumiał przez tego samego ducha – jakoby jemu duch mówił, że ma iść do Jerozolimy, a tym drugim, że nie powinien tam iść. Możemy raczej rozumieć, iż mieli tylko objawione od Boga, że Apostoł miał ponieść gwałt w mieście wielkiego Króla i że na mocy tej informacji oni sami radzili mu tam nie chodzić. Jednakowoż Paweł, nie lekceważąc ich ani wątpiąc w prawdziwość ich poselstwa, wyciągnął z tego zupełnie inną lekcję – wyrozumiał to poselstwo Boże inaczej. Zrozumiał, że to miało być próbą jego wiary, gorliwości i wytrwałości, i że gdyby uległ ich prośbom i radom, to okazałby brak zaufania w Bogu, ponieważ Bóg Sam okazał mu, że ma iść do Jerozolimy.

Ktoś mógłby się dziwić: czemu Apostoł odczuwał taki nacisk aby iść do Jerozolimy, wiedząc naprzód czego tam się spodziewać. Odpowiadamy, że on widocznie zdawał sobie sprawę z tego, iż praca pomiędzy poganami wzmagała się coraz więcej i zauważył formowanie się coraz wyraźniejszego przedziału pomiędzy wierzącymi z pogan a wierzącymi z Żydów i że, oprócz innych, celem jego podróży do Jerozolimy było i to aby tam przeciwdziałać tym skłonnościom seperacyjnym i dopomóc do spojenia Kościoła w jedną całość. Niósł on z sobą ofiary, złożone w różnych zgromadzeniach braci z pogan, na biednych w większym zgromadzeniu jerozolimskim; co było dziękczynną ofiarą Bogu za dobre rzeczy zesłane im przez braci z żydów. Ofiary te poświadczyć miały o miłości i społeczności wiernych z pogan i miały dopomóc do przekonania braci w Jerozolimie, że ci w dalszych krajach byli takiego samego ducha jak ci bliżej im znani w Palestynie. Ponadto, w gronie towarzyszących Pawłowi było kilku przedstawicieli braci z pogan, czyli, że tak powiemy, kilka żywych dowodów Boskiej łaski pomiędzy poganami – kilku zacnych braci, których cichość, cierpliwość, łagodność, wytrwałość, braterska uprzejmość i inne owoce ducha poświadczały działanie Boskiej łaski pomiędzy poganami, tak samo jak pomiędzy żydami. Co więcej, Apostoł wiedział i o tym, że niektórzy, może rozmyślnie a może i nierozmyślnie, przedstawiali jego stanowisko błędnie – twierdząc, że on był przeciwnikiem zakonu i żydów. To wcale nie było prawdą; albowiem Apostoł miłował żydów jako swoich braci rodaków, miłował też zakon Mojżeszowy, rozumiejąc, że był to zakon sprawiedliwy, doskonały i dobry, a przy tym tak wielki i zadziwiający, że niedoskonały człowiek nie był w stanie żyć według jego wszystkich wymagań i że z tego powodu ktokolwiek miałby być sprawiedliwym, nie mógłby dostąpić tego przez posłuszeństwo zakonowi, ale usprawiedliwionym mógłby być jedynie przez zarządzenie Boże i przez wiarę.

Podczas tej wizyty w Jerozolimie, Apostoł miał nadzieję wykazać, że on nie lekceważył zakonu, ale że tak jak Jezus uwydatnił zakon, wyniósł go i wykazał jego wielkość i wspaniałość, podobnie on, Paweł, uwielbia Zakon Boży, Zakon Mojżeszowy i wykazywał, że przez upadłego człowieka, zakon ten mógł być zachowany tylko poczytalnie i to tylko przez takiego, któremu przypisaną jest Chrystusowa sprawiedliwość, na wypełnienie jego braków i nieudolności.

Ponadto Paweł przewidział zupełne odpadnięcie jego narodu od Boskiej łaski i popadniecie w niewiarę i w wielki ucisk, który już nadchodził i z tego powodu pragnął uczynić jeszcze jeden wysiłek pomiędzy Żydami, na wydanie im zupełnego świadectwa, które mogłoby pomóc niektórym; mając przy tym nadzieję, że doświadczenia, jakie przez kilka lat przechodził pomiędzy poganami, może uczyniły go mądrzejszym do ogłaszania tego chwalebnego poselstwa. Wiemy, że takie były jego uczucia i pojęcia co do stanu żydów, ponieważ jego list do Rzymian był wtedy napisany (napisał go po opuszczeniu Efezu, prawdopodobnie w Koryncie), a pamiętamy, że w liście do Rzymian w rozdziałach dziewiątym, dziesiątym i jedenastym, Apostoł wykazał wyraźnie potknięcie się całego narodu żydowskiego, że tylko ostatki uchwyciły się Pana Jezusa, a wszyscy inni zostali zaślepieni, ażby weszła zupełność z pogan. Przypominamy sobie jego wyjaśnienie o drzewie oliwnym, którego korzeniem była obietnica uczyniona Abrahamowi, a gałęziami poszczególni członkowie narodu żydowskiego. Odłamanie tych gałęzi od Boskiej łaski dało sposobność wszczepienia w to oliwne drzewo – do Boskiej łaski i uczestnictwa w przymierzu zawartym z Abrahamem – tych z pogan, którzyby sercem przyjęli Odkupiciela.

Zatem Apostoł miał naonczas wszystko w swym umyśle. Nie spodziewał się aby mógł nawrócić Izraela jako naród, lecz pragnął okazać swoją miłość i chęć dopomożenia im, aby przez to z umysłów innych Apostołów mógł usunąć wszelkie uprzedzenia, jakie oni, jako żydzi, mogli odczuwać do nawróconych z pogan, a także aby mógł dopomóc niektórym żydom, którzy może jeszcze nie uczynili zupełnej decyzji i nie doszli do stanu zupełnego odtrącenia, ciemności itd.

Tu znowu zamanifestowana jest miłość braterska. Apostoł miłował swój naród Izraelski miłością gorąca, jak to okazuje się z jego oświadczenia:”Żądałbym sam abym się stał odłączonym od Chrystusa za braci moich, za pokrewnych (ziomków) według ciała” (Rzym. 9:3). Nie że on chciałby ponosić za nich wieczne męki, ani też nie w tym znaczeniu, że chciałby być odciętym od żywota, śmiercią wtóra; ale że był gotów być odciętym od uczestnictwa w chwale królestwa, jako członek ciała Chrystusowego, gdyby przez to mógł doprowadzić swój naród do tego chwalebnego stanowiska, które najpierw należało się im, zanim je odrzucili.

Przystanek w tym małym gromie w Tyrze trwał siedem dni, w którym to czasie składano z okrętu towary a inne ładowano. Czytając w jaki to sposób uczniowie w Tyrze, wraz z żonami i dziećmi, odprowadzali Pawła i jego towarzyszy aż do okrętu i jak wszyscy, uklęknąwszy u brzegu morza, modlili się żarliwie, możemy zauważyć, że duch uczniostwa i społeczności był widocznie wszędzie taki sam w rychłym Kościele – tak samo gorący i wyrazisty pomiędzy mniej kulturalnymi w Tyrze, jak był pomiędzy starszymi Efeskiego zboru w Milecie. I przyjemnie nam dodać, że pomiędzy domownikami wiary w czasie obecnym przejawiają się te same charakterystyki szczerej miłości do braci, chociaż nawet poprzednio nie znali jedni drugich. Często myślimy o tym uderzającym podobieństwie gdy niektórzy z przyjaciół, a niekiedy także ich dzieci, odprowadzają nas do stacji kolejowej, aby dopiero w ostatniej chwili powiedzieć:”do widzenia.” Zaiste, przez jednego ducha ochrzczeni jesteśmy w jedno ciało, a komukolwiek brak tego ducha społeczności i jedności, ten prawdopodobnie stawać się będzie coraz chłodniejszym i obojętniejszym aż straci prawdę zupełnie; gdy zaś ten, co rozwija w sobie tego ducha miłości i społeczności do wszystkich członków ciała Chrystusowego, będzie się w tym duchu wzmagał i potęgował.

„Błogie są te węzła,
Co łączą nas w miłości;
Oby przyjaźń nasza trwała
W prawdzie i szczerości!”

Opuściwszy Tyr, okręt wnet przypłynął do Ptolemaidy, gdzie znowu jeden dzień był spędzony z braćmi tam zamieszkałymi; po czym prawdopodobnie znowu nastąpiło rzewne pożegnanie. Następnie grono to udało się do Cezarii, która była Rzymską stolicą Palestyny. Filip ewangelista, jeden z owych siedmiu diakonów obranych w Jerozolimie i który, jak pamiętamy, dokonał dobrego dzieła z rzezańcem etiopskim w Samarii, zamieszkiwał widocznie w Cezarii w tym czasie.

Nie mamy wyraźnego określenia co do liczby wierzących w tej miejscowości, lecz widocznym jest, iż większość ówczesnych zgromadzeń ludu Pańskiego były małe w liczbie. Przynajmniej pięć osób zgromadzenia w Cezarii było z rodziny Filipa; albowiem miał on cztery córki panny (niezamężne) , które prorokowały. Trudno byłoby nam zadecydować czy ich prorokowanie było przepowiadaniem przyszłych wydarzeń czy też nie, ponieważ mianem”prorok” nazywano także publicznych mówców, nie będących wieszczami.

Apostoł i towarzysze jego widocznie pozostawali w Cezarii dłużej aniżeli pierwotnie zamierzali; albowiem gdy zauważyli, że nie zdążą dostać się do Jerozolimy przed świętami Wielkanocnymi, nie spieszyli się aby tam się dostać przed dniem pięćdziesiątnicy. W czasie ich pobytu w Cezarii przyszedł tam Agabus, brat w Panu, który był znamiennym prorokiem przepowiadającym przyszłe wydarzenia. Ten, znalazłszy Pawła, wziął jego pas, którym związał swoje nogi i ręce i oświadczył, że w taki sposób związanym będzie Paweł i wydany poganom. Ten rodzaj prorokowania ilustrowany znakami, nie był czymś niezwykłym pomiędzy żydami. Przypominamy, że Izajasz, Jeremiasz i inni z proroków również aktami wypowiadali niektóre części ich poselstw, niezawodnie w tym celu aby uczynić je bardziej wyraziste.

To ostatnie świadectwo wypowiedziane przez Agabusa wywarło przykre wrażenie na wszystkich towarzyszach Pawła, którzy podzielając pogląd wszystkich innych, przyłączyli się teraz do Ogólnej prośby aby Paweł zaniechał dalszej podróży i nie narażał się na niebezpieczeństwo. Odpowiedź jego pokazuje nam jak zupełnie był on przekonanym, że to, co czynił, było wolą Bożą; chociaż szczerości i sumienności swoich przyjaciół nie kwestionował ani na chwilę. Słowa jego były wielce wzruszające:”Cóż czynicie płacząc i serce mi psując?” Tu znowu przychodzą nam na pamięć słowa poety:

„Wspólny smutek mamy,
Wspólnie brzemię nosim.
Cierpienia przezwyciężamy,
Choć się łzami rosim.”

Apostoł okazał się nieugiętym. Podróż tę rozpoczął w zupełnym przekonaniu i ufności, że było to według Boskiej opatrzności, więc nie pozwolił się powstrzymać żadnymi okolicznościami, jakie mogły powstać. Wiedział dobrze, że ataki wszystkich mocy ciemności nie zrobią mu nic takiego, na co Bóg nie dozwoli i wiedział również, że Bóg nie zezwoli na nic takiego, co byłoby mu ku rzeczywistej szkodzie. Postanowił więc iść naprzód i dokonać pracy powierzonej mu przez Ojca. Wiara w Boski nadzór nad wszystkimi rzeczami podtrzymywała go, tak jak to rzecz się miała i z naszym Panem, który, jak pamiętamy, oświadczył Piłatowi:”Nie miałbyś żadnej mocy nademną; być nie była dana z góry” – Jan 19:11.

Mało jest tak zacnych charakterów, jakim był Paweł, nieporuszony groźbami ani strachami, mocny w Panu i w sile mocy Jego, gotów nie tylko być związanym dla Chrystusa, ale i umrzeć, gdyby takie było zarządzenie Boskiej opatrzności dla niego. Starajmy się wszyscy i każdy z nas naśladować tak zacny przykład tego, który tak ściśle naśladował Chrystusa Pana. Bądźmy silnymi nie tylko w naszym poświęceniu, ale i w podejmowaniu wszelkich kroków, jakie Boska opatrzność nam wyznacza.

Argument Apostoła był skuteczny. Wlał on nową odwagę do serc swoich współpracowników, którzy niezawodnie zadecydowali w swoich umysłach, że jeżeli om był gotów cierpieć i umrzeć, to i oni będą się radować choćby i przyszło im umrzeć dla prawdy, a gdyby nie było im danym cierpieć osobiście, to przynajmniej będą mieli ten zaszczyt być uczestnikami prześladowanych dla Chrystusa, aby przez to mogli być, chociaż w pewnym stopniu, uczestnikami obiecanych błogosławieństw (Żyd. 10:32-33).

Towarzysze Apostoła widocznie rozpoznali sprawę tak jak on ją widział, że podróż ta była według woli Bożej; i zadecydowali zgodzić się z tym, chociaż Bóg udzielał im informacji naprzód, co dawało im możność wrócenia się i ratowania swego życia.

Wartościowa lekcja zawiera się dla wszystkich wiernych Pańskich w słowach wypowiedzianych przy tej okazji: ”Niech się stanie wola Pańska.” Każdy z nas powinien się starać aby znać wolę Pańską. Jeżeli poświęcenie nasze ma być dopełnione nawet aż do śmierci, to znaczy, że będziemy upatrywać woli Bożej względem nas, a w miarę jak ją rozeznajemy, będziemy ją czynić, bez względu coby to nas miało kosztować. Znaczy to również, że będziemy pilnie obserwować Boską opatrzność w naszych sprawach, rozumiejąc, że nic nie przychodzi trafunkiem na tych, co znajdują się w społeczności z Bogiem, jako członkowie ciała Chrystusowego – że dla takich, wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu. Głębsze zrozumienie Boskiej opieki nad wybranymi, niezawodnie prostowałoby często kroki nasze, przez kierowanie ócz wiary ku Bogu i spodziewanie się Jego kierownictwa we wszystkich ważniejszych sprawach.

====================

— 15 kwietnia 1903 r. —