R3329-71 „Wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa”

Zmień język

::R3329 : strona 71::

„Wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa”

„Wszystko cokolwiek czynicie w słowie albo w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa, dziękując Bogu i Ojcu przezeń” – Kol. 3:17

Czy ktoś zdaje sobie z tego sprawę czy nie, każdy kto mieni się być Chrześcijaninem, mówi i działa w imieniu Pana Jezusa. Przeto myślą naszego tekstu jest, że mamy starać się o tym zawsze pamiętać, aby przez to nasze uczynki i słowa mogły odpowiednio przedstawiać naszego Pana i czcić to imię, jakie On pozwolił nam mianować. Wyobraźmy sobie pannę z niższej sfery społeczeństwa poślubioną księciu królewskiej krwi. Łatwo możemy sobie wyobrazić, że w takich warunkach prawdziwa żona byłaby bardzo ostrożna w każdym swym słowie i uczynku, starając się, aby te, o ile to możliwe, odpowiadały jej nowemu stanowisku w życiu – nowemu jej pokrewieństwu. Możemy sobie wyobrazić, że od chwili jej zaślubienia, myśl o Wysokim stanowisku jej męża i o jej odpowiedzialności jako jego towarzyszki życia i przedstawicielki jego rodziny, pobudzałaby ją do szczególniejszego czuwania nad każdym jej czynem i słowem. Od chwili, gdy przybiera jego imię, czyli przyznaje, że jest mu poślubiona, cokolwiek ona mówi lub czyni, musi z konieczności być ku sławie, albo też ku niesławie jego imienia. Na innym miejscu Apostoł powiedział: „Gorliwym jestem ku wam gorliwością Bożą; bom was przygotował, abym was stawił czystą panną jednemu Mężowi Chrystusowi”. Ten obraz bardzo trafnie przedstawia naszą obecną odpowiedzialność wobec tego wielkiego imienia, jakie nasz niebieski Oblubieniec pozwolił nam mianować jako Swej oblubienicy. Co za honor być Jego przedstawicielem na świecie i co za odpowie dzialność nosić Jego imię!

Inna biblijna ilustracja przedstawiająca, w jaki sposób nasze słowa i czyny, bądź dobre bądź złe, czynione są w imieniu Pana Jezusa, od czasu, gdy formalnie go wyznaliśmy, pokazana jest w oświadczeniu Apostoła, iż jesteśmy przedstawicielami Chrystusa, „który nas też uczynił sposobnymi sługami nowego testamentu [przymierza]” (2 Kor. 3:6; 2 Kor. 5:20). Stany Zjednoczone naznaczają swoich przedstawicieli, czyli ambasadorów do obcych krajów. Tacy mają być osobami dobrego i zacnego charakteru zanim na to stanowisko są naznaczeni, możemy jednak przypuszczać, że i najzacniejszy z nich, zrozumiawszy dostojeństwo takiego naznaczenia, zostanie tym bardziej przejęty odpowiedzialnością tego stanowiska. Poprzednio on działał w swym własnym imieniu, a mając osobiste poważanie i zamiłowanie do sprawiedliwości, prawdy, uczciwości itp., był bacznym w swych słowach i w postępowaniu; lecz teraz on ma nie tylko taką samą osobistą odpowiedzialność, lecz ponadto zdaje sobie sprawę z tego faktu, że jego sposób postępowania może przynosić sławę lub niesławę całemu narodowi, który on przedstawia. Jeżeli był bacznym na swoją mowę i w swoim postępowaniu poprzednio, to teraz baczność jego powiększy się wielokrotnie. A także, z powodu jego stanowiska, jako przedstawiciela wielkiego narodu, jego słowa i czyny będą o wiele krytyczniej ważone przez tych, co znają go jako Amerykańskiego Ambasadora; możemy więc być pewni, że czy to z rana, w południe czy wieczorem, poczucie tej wielkiej odpowiedzialności, będzie zawsze z nim i będzie pobudzać go do roztropności. Będzie rozumiał, że cokolwiek on powie lub uczyni, będzie na dobro lub szkodę narodowi, którego ogólny charakter i politykę on przedstawia – w którego imieniu mówi i działa.

Jest to zaszczytem być przedstawicielem wielkiego cywilizowanego narodu; o ile większym więc zaszczytem jest być przedstawicielem niebieskiego królestwa i tegoż Króla, który jest Królem królów i Panem panów. Gdybyśmy jako Chrześcijanie, myśl tę mieli zawsze wyraźnie przed naszymi umysłami, jak wiele powagi dodałoby to naszemu charakterowi; jak przemieniającą mocą byłoby to dla nas! Jaką pomocą dla nowej natury w jej walce z niskimi i grzesznymi skłonnościami starej natury, obecnie przez nas wydziedziczonej i uznanej za umarłą! „Nasza Rzeczpospolita jest w niebiesiech” powiedział Apostoł; a Pan nasz Jezus oświadczył: „Wy nie jesteście z świata, jakom i Ja nie jest z tego świata”. Żyjąc na tym świecie nie jesteśmy jednak z tego świata, lecz przenieśliśmy naszą wierność i obywatelstwo do królestwa niebieskiego, uwolnieni będąc zasługą Tego, który „umiłował i kupił nas Swoją drogą krwią”. A teraz jako naznaczeni przez toż królestwo, żyjąc jeszcze na świecie pomiędzy obcymi i cudzoziemcami, my jako przedstawiciele i ambasadorowie, powinniśmy odczuwać dostojeństwo i zaszczyt tego stanowiska, oraz ciężar odpowiedzialności i zawsze trzymać w pamięci słowa Apostoła: „Cokolwiek czynicie w słowie albo w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa”.

Inny biblijny obraz przedstawia wiernych jako członków ciała Chrystusowego, pod Jezusem jako ich Głową. „Jakim On był, takimi i my jesteśmy na tym świecie”. Gdy Jezus był na ziemi w ciele, On cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby mógł przywieść ludzi do Boga. Po Jego wywyższeniu, ci z odkupionych, co mają słuchające ucho, zrozumiewające serce i znajdują się w zupełnej sympatii z Boskim wielkim planem, są według tegoż planu powołani, aby byli współdziedzicami z Panem w Jego królestwie – mają być przemienieni przy zmartwychwstaniu, z natury ludzkiej do duchowej i mają być wywyższeni tak samo jak wywyższoną została nasza Głowa. Jednakowoż wszyscy tacy są powołani, aby zademonstrowali swoją wierność Panu, przez postępowanie Jego śladami. Ludność tego świata, z powodu swej nieświadomości podtrzymywanej przez onego przeciwnika, nienawidziła naszego Pana, sprzeciwiała Mu się mówiąc wszystko złe przeciwko Niemu fałszywie; i Pan wymaga, aby ci, co ostatecznie mają być uznani za członków Jego królestwa, dowiedli swej lojalności przez okazanie takiej wierności Jemu i zasadom sprawiedliwości, dla których On cierpiał, że ściągną na siebie mniej więcej takie same sprzeciwianie od świata, jakie On ponosił.

Jak Pańskim najzaszczytniejszym stanowiskiem było ambasadorstwo i przedstawicielstwo Ojca, tak jest i z nami; albowiem On uznaje nas za członków Swego ciała. Przestrzega nas jednak, abyśmy nie spodziewali się, iż świat będzie uznawał wysokie zasady Jego nauki; przeciwnie, w miarę jak jesteśmy wiernymi Jemu i Jego królestwu światłości – w proporcji jak pozwalamy światłu naszemu świecić, aby ludzie mogli widzieć dobre uczynki nasze i chwalić Ojca naszego, który jest w niebie – mamy spodziewać się, że ściągniemy na się opozycję mocy ciemności. Nasz Pan wyjaśnił to, gdy powiedział, że ciemność i ci, co są w ciemności, nie znoszą światła, a przeto sprzeciwiają się wszystkim dzieciom światłości, w proporcji jak te wiernie ją przedstawiają.

Widzimy więc, że gdy prorocy „naprzód przepowiadali o cierpieniach Chrystusowych i o następnej chwale”, to w cierpienia te włączone były nie tylko uciski ponoszone przez Głowę, czyli przez Jezusa Chrystusa, ale i te, jakie miały być ponoszone przez członków Jego ciała przed zaprowadzeniem królewskiej chwały – przed przemianą wszystkich członków ciała do duchowej natury – przed ich zajaśnieniem jako słońce w chwale tysiącletniego królestwa, ku ubłogosławieniu wszystkich rodzajów ziemi prawdziwą światłością i sposobnością powrotu do harmonii z Bogiem.

Przeto jako ambasadorowie – jako przedstawiciele Pana Jezusa, członkowie Jego ciała, noszący Jego imię – nie mamy spodziewać się, że w obecnych warunkach przedstawicielstwo nasze będzie wysoce cenione pomiędzy ludźmi; ale raczej nie powinniśmy dziwić się, jeśli nas świat nienawidzi, bo wiemy, że i Jego miał w nienawiści (Jana 15:18; 1 Jana 3:13). Mamy także pamiętać, że ambasador znienawidzonego rządu, obserwowany jest tym krytyczniej i niesympatyczniej aniżeli byłby w innych warunkach i że tacy ambasadorowie staraliby się tym więcej czuwać nad swymi wszystkimi słowami i czynami.

Przedmiot ten może być rozwiązany jeszcze z innego punktu zapatrywania. U niektórych skłonnością jest, że cokolwiek czynią, czy to w słowie czy w uczynku, mają czynić w swym własnym imieniu – ku ich własnej korzyści i chwale. Taki duch, czyli usposobienie jest przeciwne od tego, jakie Pan teraz wybiera, a ktokolwiek trwa w takim usposobieniu, ten z pewnością nie zostanie uznany godnym jakiegokolwiek miejsca w królestwie, bez względu jaki może być jego ostateczny koniec. Klasa, jaką Pan wybiera składać się będzie tylko z takich, którzy oceniają Pana i Jego łaskę objawioną w tym, że zostali odkupieni, grzechy ich zostały im przebaczone i powołani zostali do uczestnictwa z Panem w Jego cierpieniach, a także w następnej Jego chwale. Łaskę tę oceniają oni do takiego stopnia, iż z przyjemnością przypisują i oddają wszelką chwałę i uwielbienie Jemu. Nie tylko chwałę i uwielbienie za zbawienie, ale i wszelkie uznanie za jakikolwiek dobry uczynek lub służbę, jakie mogą wyświadczać drugim. Oni radują się, że mogą coś czynić w Jego imieniu – ku chwale Tego, który tak wiele uczynił dla nich. Uczucie ich serc jest dobrze określone w słowach Apostoła: „Którzyśmy to osądzili, iż ponieważ jeden za wszystkich umarł, tedy wszyscy byli umarłymi; a że za wszystkich umarł, aby ci, którzy żyją, już więcej sobie nie żyli, ale Temu, który za nich umarł” – „wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa” .

Inny błędny zwyczaj pomiędzy tymi, co mianują imię Chrystusowe jest to, że ignorują Jego imię na korzyść jakiegoś imienia sekciarskiego. Ludzie w ten sposób zwiedzeni poświęcają się, oddają swój czas, talenty, sposobności itd., ku chwale ludzkich instytucji. Jedni czynią wszystko w imieniu Metodyzmu, inni w imieniu Prezbiterianizmu, inni w imieniu Luteranizmu, jeszcze inni w imieniu Rzymskiego Katolicyzmu itd. Wszystko to jest omyłką. Żadne z tych imion nie zostało upoważnione przez Pana; któż więc może polegać na tym, że choćby i najlepsze uczynki sprawowane w imienin i dla podtrzymania instytucji, których Pan i Apostołowie nie postanowili ani upoważnili, będą uznane tak samo jak gdyby zastosowali się do rady Apostoła – „Wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa”.

Jeszcze inną omyłką pod tym względem jest, że wielu używa imię Pana Jezusa w łączności z imieniem pewnej ziemskiej instytucji. Zauważmy, co mówi Pismo: „Lecz niezbożnemu rzekł Bóg: Cóżci do tego, że opowiadasz ustawy moje, a bierzesz przymierze moje w usta twoje? Ponieważ masz w nienawiści karność i zarzuciłeś słowa moje za się”. Niezbożni tu wspomniani nie są niezbożni z świata, lecz ci, co mają formę pobożności, ale zaparli się jej mocy – ci, co przybliżają się do Boga wargami, ale serca ich są daleko od Niego. Tacy gwałciciele przymierza są tymi niezbożnymi, o jakich mówi ten tekst. Pan gromi takich, mówiąc im, że oni nie mają prawa brać Jego imienia – nie mają prawa mówić w Jego imieniu, nazywać się Chrześcijanami i ogłaszać się przed światem jako Jego przedstawiciele i ambasadorowie, gdy w rzeczywistości wcale nie są przez Pana uznawani.

Gdyby w kościele uczyniony był ostry przedział, który po jednej stronie umieściłby prawdziwie wierzących w drogocenną krew, spłodzonych z Ducha Świętego i w ten sposób uznanych przez Boga jako Jego przedstawiciele – a po drugiej stronie tych wszystkich, co Chrześcijanami są tylko z imienia, nie będąc sposobni ani upoważnieni działać jako przedstawiciele królestwa niebieskiego, jak mało byłoby po stronie Pańskiej, postępujących według słów Apostoła, które tu rozważamy! Niektórzy bardzo by chcieli, aby światowi ludzie śpiewali hymny Syjonu, aby mianowali imię Chrystusowe w religijnym wyznaniu; lecz my nie jesteśmy z takich. My za braci uznawać chcielibyśmy tylko tych, co trzymają „wiarę raz świętym podaną” – wiarę w Pana i w zbawienie, jakie On ma sprowadzić nam przy Swoim objawieniu – i którzy na mocy takiej wiary stawili swe ciała ofiarą żywą Bogu, a przez to są upoważnieni przez Pana, aby byli Jego przedstawicielami i aby nosili Jego imię; względem innych zaś radzi byśmy byli, aby raczej zaniechali to drogie imię, które mylnie przedstawiają.

Ktoś może powie: Lecz czy takie coś nie byłoby wielkim odpadaniem? Odpowiadamy, że dotknęłoby to tylko klasę „kąkolu”, prawdziwa pszenica zaś korzystałaby na tym, gdyby kąkol został oddzielony. Pan i tak nie uznaje innych, a tylko klasę świętych. Wielkie masy powierzchownych wyznawców nie mają działu ani cząstki w obecnej łasce Pańskiej. Im prędzej poznamy, że w obecnym czasie Pan wybiera z świata szczególny lud, gorliwy dla Jego imienia i rozkoszujący się w czynieniu Jego woli, oraz że nadzieja wszystkich innych spoczywa w tysiącletnim królestwie z jego korzystnymi wpływami i ćwiczeniami ku sprawiedliwości, tym większą korzyścią będzie to dla nas, którzy staramy się uczynić pewnym nasze powołanie i wybranie do działu w tymże królestwie.

Jedno z dziesięciu przykazań dane żydom zabraniało im brania imienia Pańskiego nadaremno. Chociaż przykazanie to nie było dane duchowemu Izraelowi to jednak możemy zauważyć, że duch tego dochodzi i do nas. Duch tego przykazania stosujący się do nas, nie odnosiłby się do przysięgania lub przeklinania, ale raczej do mylnego przyswajania sobie Pańskiego imienia. Przyjęliśmy imię Chrystusowe za nasze imię. Liczymy się za członków ciała Chrystusowego. Święte imię Głowy należy do wszystkich członków ciała. Zaszczytne imię Oblubieńca należy do oblubienicy. Jak wielką ostrożność powinna myśl ta w nas rozbudzać jak właściwym jest, abyśmy powiedzieli sobie: „Ja muszę dopilnować, aby nie brać imienia Pańskiego nadaremno, aby oceniać zaszczyt, dostojeństwo i odpowiedzialność mego stanowiska jako Jego przedstawiciela i ambasadora na świecie. Będę postępował ostrożnie, aby nie przynieść żadnej niesławy temuż imieniowi, ale raczej, o ile to możliwe, aby uwielbiać je w każdej myśli, słowie i w uczynku”.

Nie mamy przez to rozumieć, że Pan spodziewa się od nas zupełnej doskonałości. On tylko spodziewa się, że będziemy czynić wszystko, co jest w naszej mocy, aby uwielbiać Go „w naszym ciele i duchu, które są Jego”. Ani mamy rozumieć, że myślą Apostoła było, że cokolwiek czynimy w słowie lub w uczynku, wszystko ma być czynione w imieniu Pana Jezusa – w nadziei, że tak czyniąc osiągniemy zbawienie. Myśl wyrażona w tym tekście jest raczej przeciwną temu. Apostoł pisał te słowa do „świętych w Kolosiech”, a słowa te i dziś stosują się do podobnej klasy – do „świętych”. Tylko „święci” są upoważnieni do brania imienia Pańskiego i do działania jako Jego przedstawiciele i ambasadorowie. Tego zaszczytnego stanowiska dostąpili, bo grzechy ich zostały im już odpuszczone z łaski Bożej – przez ich wiarę w drogocenną krew; i ponieważ, na mocy tego odpuszczenia grzechów, zostali powołani do członkostwa w ciele Chrystusowym, które jest Jego Kościołem – a także, iż oni przyjęli to powołanie i stawili swe ciała ofiarą żywą Bogu.

Przyjąwszy w ten sposób właściwie, legalnie i oficjalnie imię Jezusowe i będąc uznani tym, że duch Jego został wylany do serc naszych, oraz otrzymawszy obietnicę dokonania tego dzieła łaski z zakończeniem się tego wieku, staramy się, aby cokolwiek mówimy lub czynimy było w Jego imieniu i ku Jego chwale, nie w nadziei dostąpienia odpuszczenia grzechów, ale że już dostąpiliśmy Boskiej łaski, że oceniamy takową i że miłujemy Tego, który nas pierwej umiłował. To miłujące przywiązanie do Tego, którego imię nosimy, musi być tą mocą Bożą wzbudzającą w nas chcenie i skuteczne wykonanie ku Jego upodobaniu – aby uwielbiać Jego imię i służyć Jego sprawie na ile nas stać. Dzięki niech będą Bogu, że to, na co nas stać, przyjęte jest w Onym Umiłowanym jako doskonałe. Jak łaskawe są Boskie zarządzenia! Im więcej rozumiemy te rzeczy, tym baczniejszymi i ostrożniejszymi będziemy we wszystkim cokolwiek czynimy w słowie lub w uczynku, aby to było w imieniu Pana Jezusa i ku Jego chwale.

====================

— 1 marca 1904 r. —