R4317-25 Studium biblijne: Braterstwo w Pomazańcu

Zmień język

::R4317 : strona 25::

Braterstwo w Pomazańcu

— DZ. AP 4:32; 5:11 — 7 LUTEGO —

Złoty tekst: „Obrzydliwością są Panu wargi kłamliwe; ale czyniący prawdę podobają mu się” – Przyp. 12:22.

Lekcja ta przywodzi nam na myśl ostry kontrast między prawdziwym i fałszywym braterstwem w Kościele. Jaskrawym przykładem prawdziwego braterstwa jest Barnabasz, zaś wyrazistą ilustracją fałszywego – Ananiasz i Safira. Do pięciuset braci, którzy stali się wierzącymi w trakcie misji naszego Pana i którzy przygotowali grunt pod przyjęcie błogosławieństwa Pięćdziesiątnicy, dołączyły liczne tysiące nawróconych w dniu Pięćdziesiątnicy. Jako całość byli oni ściśle wyselekcjonowaną grupą. Jedynie synowie światłości, „prawdziwi Izraelici” stali wiernie przy Odkupicielu w czasie Jego doświadczeń i obelg. Podobna grupa „prawdziwych Izraelitów” dowiodła swej podatności na lekcje, dowody i głoszenie dnia Pięćdziesiątnicy. Byli wśród nich pobożni ludzie z całego kraju wokół Judei, którzy odwiedzali Jerozolimę w tym czasie, by uczestniczyć w religijnym święcie zgodnie z wymogami Zakonu.

„PRZYBYŁ TEŻ I SZATAN”

Wobec takiej fali popularności, z którą spotkał się Kościół w czasie Pięćdziesiątnicy, można się było spodziewać, że niektórzy uniesieni tym nastrojem, zachwyceni cudami i łaską Pana nie okażą się „prawdziwymi Izraelitami”. Takich było jednak stosunkowo niewielu. Wśród prawdziwych [braci] panowała żarliwość, miłość, społeczność pokrewieństwa umysłów. Uznawali oni siebie za dzieci Boże, za braci Pana Jezusa Chrystusa i za braci innych członków społeczności. Było to nowe doświadczenie, duch święty rządzący ich sercami powodował, że ich wzajemne zrozumienie łączyło się w jeden wspólny strumień uczuć. Jeśli niektórzy z nich byli biedni, niepełnosprawni, poniżeni lub smutni, to inni znów znajdowali rozkosz w usłudze ich pocieszania. Byli braćmi w najpełniejszym i najgłębszym znaczeniu. Jak bardzo błogosławiona była ta więź umieją ocenić tylko ci, którzy jej sami doświadczyli.

Jakże niewielu ludzi doświadcza w naszych czasach takiej wzajemnej miłości. Mieszanina ducha światowości tak rozcieńczyła ducha Mistrza w sercach większości, że prawdziwa, bratnia miłość jest bardzo mało rozumiana. Prawdopodobnie nigdzie na świecie duch braterstwa rodem z pierwotnego Kościoła nie przejawia się obecnie tak mocno jak wśród zgromadzeń czytelników WATCH TOWER, zarówno na ogólnych konwencjach, jak i na mniejszych spotkaniach. Jest to rzeczywiście wspaniałe zjawisko, pokrzepienie dla serca, gdy zauważa się pełne miłości wzajemne zainteresowanie sobą. Dowodzi ono naszego powrotu do prostoty, która jest w Chrystusie oraz do społeczności ducha. Bądźmy z tego zadowoleni. Kultywujmy właściwego ducha, aby miłość do Boga i miłość do braci mogła coraz mocniej rozlewać się w naszych sercach.

WSPÓLNOTA W PIERWOTNYM KOŚCIELE

Samolubstwo jest pogrzebane pod miłością lub też raczej na jakiś czas jest wypełnione, gdyż samolubstwo to duch świata i Przeciwnika, zaś miłość to duch Boży, duch święty. Nie uważamy, że pierwsi naśladowcy Pana w swej żarliwości i przy stosunkowo niskiej świadomości swych własnych słabości oraz słabości bliźnich wprowadzili do Kościoła zasadę wspólnoty majątku. Zgromadziwszy razem wszystkie swoje posiadłości i bogactwa dzielili się nimi tak, jak każdy potrzebował. Ostatecznie lekcja z tego płynąca była pożyteczna: (1) Pokazało to i im, i nam, jakie powinno być słuszne nastawienie wszystkich tych, którzy miłują Pana i są spłodzeni z Jego świętego ducha do nowej natury jako członkowie Ciała Chrystusa, Jego bracia, lud Boży. Wszyscy ubodzy w sercu powinni ciągle odczuwać tęsknotę za takim stanem wzajemnej przydatności. Aczkolwiek po opanowaniu tej lekcji potrzebna jest inna, a mianowicie taka, że lud Boży, mając nawet najlepsze intencje serca, składa się z ludzi bardzo różniących się od siebie pod względem psychicznym i skłaniających się w tak różnych kierunkach, że próba życia społecznego na zasadach wspólnoty byłaby dla nich całkowicie niepraktyczna i niewykonalna. Udzielając jedni drugim kredytu zaufania dla czystości serca i szczerości intencji, lud Boży nauczył się, że w ich ciałach nie mieszka doskonałość, podobnie jak i w ciałach ich braci. A zatem, żywiąc w sercach tę samą miłość jedni do drugich, dowiedzieliśmy się, że lepiej jest pozwolić każdemu na pełną wolność i całkowitą odpowiedzialność w odniesieniu do zarządzania ziemskimi sprawami oraz że jest to stan, w którym każdy jest najbardziej szczęśliwy i w którym może osiągać największe postępy w nauce wszystkich lekcji koniecznych w celu przygotowania się do Tysiącletniego Królestwa oraz jego usługi.

Pierwotny Kościół opanował tę lekcję bardzo szybko. Jego wspólnota nie przetrwała zbyt długo. Przede wszystkim apostołowie odkryli, że niezależnie od zaufania, jakie Kościół żywił do nich jako duchowych i zdolnych sług Ewangelii, którzy zostali w szczególny sposób posłani przez Pana, powstało szemranie przeciwko nim, ponieważ niektórzy uważali, że ich potrzeby względem ogólnego funduszu nie zostały tak samo zaspokojone jak innych. Doprowadziło to do przekazania owych obowiązków diakonom, a w końcu cały ten system legł w gruzach. Płynie stąd nauka pożyteczna dla całego Pańskiego Kościoła od tamtych czasów aż do naszych dni. Nauką tą jest, że możliwa będzie wspólnota w niebie, a także na ziemi, ale między doskonałymi ludźmi. Nie jest jednak możliwe zbudowanie takiego porządku z niedoskonałymi ludźmi, którzy mają różne gusty, upodobania, doświadczenia itp. Taka też jest nasza odpowiedź dla wszystkich drogich przyjaciół, którzy czasami próbują wskazywać na celowość porządku socjalistycznego lub komunistycznego w obecnym czasie.

Zapewniamy ich, że porządek taki nie jest wykonalny, ponieważ nawet gdyby nasze serca były wzajemnie współczujące i lojalne, to jednak nasze śmiertelne ciała oraz ich skłonności nie mogłyby być utrzymane w zupełnej harmonii. A niezgoda staje się tym poważniejsza, im bliższy mamy ze sobą kontakt i im bardziej nieograniczony jest czas. Następnie Pan pobudził wielkie prześladowania i rozproszył Kościół wraz z jego wspólnotą, rozsyłając jego członków we wszystkie strony jako samotnych świadków Prawdy. Tak też, według naszego przekonania, będzie i teraz. Pan życzy sobie, by Jego lud rozproszył się po całym świecie, ażeby mógł lepiej pozwalać świecić swojemu światłu w pośrodku ziemskich ciemności, niosąc świadectwo Prawdy.

BARNABA – SYN POCIECHY

Opis, jaki znajdujemy w omawianym fragmencie, wspaniale ilustruje ducha całkowitego oddania się Panu – pełną miłość i szczodrość względem wszystkich braci oraz pełne zaufanie do apostołów jako przedstawicieli Pana. Majątki były przynoszone do nóg apostołów. Między innymi, którzy to uczynili, znalazł się także Józef, wuj Jana Marka, przypuszczalnie członek bogatej rodziny zamieszkującej na Górze Oliwnej w domu, do którego należał ogród znany jako Getsemane naszego Pana. Teraz został on szczerym naśladowcą Nazarejczyka. Sprzedał pole, które posiadał, i położył dochód u nóg apostołów. Musiał być osobą bardzo współczującą, o pięknym charakterze, o czym świadczy przydomek nadany mu w pierwotnym kościele, a mianowicie Barnaba. Słowo to oznacza „syn poselstwa pociechy” lub w skrócie „syn pociechy”. Dzięki niech będą Bogu, że i dzisiaj można znaleźć podobnego ducha między Jego ludem. Niektórzy z nich są synami i córkami pociechy, szczególnie w odniesieniu do Jego innych synów i córek – współczujący, miłujący, uprzejmi, pomocni.

Barnaba był Lewitą, co oznacza, że uczył się, jak być nauczycielem, instruktorem wśród swego ludu. Według tradycji, w szkole Gamaliela zapoznał się on z Saulem z Tarsu. Jednak więź jedności, która ich łączyła, czyniąc z nich później posłanników dobrej nowiny, nie była pochodzenia ziemskiego, lecz była to jedność duchowa. Tak samo jest i z nami. Im więcej posiadamy ducha świętości, poświęcenia Bogu, sprawiedliwości, ducha miłości i poświęcenia dla braci, tym więcej możemy się stawać synami pociechy, wylewając na wszystkich, z którymi mamy do czynienia, ukojenie od „owego Świętego”, namaszczenie, olejek miłości.

Barnaba wystawiony nam jest za przykład i wzór ducha właściwej społeczności i braterstwa w pierwotnym Kościele oraz wynikającego stąd pocieszenia. Niechaj tak samo będzie i z nami. Starajmy się wszyscy być godni tego imienia – Barnaba – także w naszym życiu domowym, ale przede wszystkim w Kościele Chrystusa. Zwróćmy uwagę na to, że nie powinniśmy być mącicielami, ale czynicielami pokoju. Pamiętajmy na słowo zachęty: „Abyście upatrywali tych, którzy czynią rozerwania (…) i chrońcie się ich”, strofujcie ich przez unikanie ich. Pokażcie im, że nie sympatyzujecie z takim kłótliwym, nieświętym duchem. Nie mamy takich smagać, mówić o nich coś złego ani lżyć ich w odwecie, ale po prostu odwrócić naszą uwagę, uśmiechać się i mówić przyjemne słowa do innych, którzy przejawiają więcej ducha Pańskiego. Dla tych, którym da się jeszcze pomóc, takie postępowanie może być bardzo pomocne, daleko bardziej niż utrzymywanie z nimi społeczności, co mogłoby ich jeszcze bardziej utwierdzić w przekonaniu, że cieszą się poparciem czystego serca i szlachetnego umysłu. Powinniśmy czynić różnicę między takim unikaniem i taką społecznością oraz wyznaczaniem do zaszczytnych urzędów w Kościele jako jedną rzeczą, ale mimo wszystko jest to czymś różnym od wyłączenia i odcięcia od Ciała Chrystusowego, Kościoła. To drugie może być właściwie zastosowane jedynie w zgodzie z regułami zaleconymi przez naszego Mistrza w Mat. 18:15-17.

„SZATAN NAPEŁNIŁ SERCE TWOJE”

I tutaj dochodzimy do drugiej strony rozważanej nauki. W Ananiaszu i Safirze, jego żonie, dana jest nam ilustracja zwodniczego, obłudnego ducha, który nie podoba się ani Bogu, ani Jego prawomyślnym dzieciom. Pożądali oni bowiem i oceniali powszechnego ducha Kościoła i pragnęli mieć w nim udział, chcieli też jednak zachować dla siebie część ceny. Tak jak powiedział im apostoł św. Piotr, mieli oni pełne prawo tak uczynić, mogli byli nawet zachować dla siebie wszystko, ale nie wolno im było kłamać w tej sprawie, udawać, że poświęcają wszystko, podczas gdy tak nie było. Na tym polegała ich wina. Mogli oni próbować oszukać swych współbliźnich w Kościele, ale nie byli w stanie oszukać Pana. Św. Piotr w mocy ducha świętego i mając dar rozpoznawania duchów został zapoznany z sytuacją i działając pod Bożym kierownictwem udzielił im nagany w imieniu Pana, której skutkiem, jak jest zapisane, była ich śmierć.

Choć nie należymy do tych, którzy twierdzą, jakoby skazani oni zostali na wieczne męki, to jednak może się to wydawać dziwne, że Boża opatrzność nie zapewniła im pouczenia w tej sprawie, zamiast od razu dopuszczać na nich zagładę. Możemy z ufnością przyjąć, że skazanie ich w trybie doraźnym na karę śmierci miało na celu udzielenie powszechnej lekcji Kościołowi, nie tylko w tamtych dniach, ale i na zawsze. Nie bylibyśmy tym wcale zaskoczeni, gdyby w przyszłości Ananiasz i Safira otrzymali pewien dział w wielkim planie Bożym, aby mogli się dowiedzieć, jakiego błędu się dopuścili, i naprawić swe postępowanie oraz nauczyć się sprawiedliwości. Wygląda na to, że choć mieli oni pewien udział i radość w rozmaitych błogosławieństwach Kościoła, to jednak wątpimy, by mogli być osobami spłodzonymi z ducha, a tym samym nie podlegali oni karze wtórej śmierci. Z drugiej jednak strony możemy być pewni, że gdy wszystkie tajemnice zostaną wyjawione, mądrość, miłość, sprawiedliwość i moc naszego Boga w odniesieniu do tej sprawy, jak i do wszystkich innych, zostanie w pełni objawiona.

Lekcja ta napawa strachem cały Kościół. Nie jest to strach przed wiecznymi mękami. Strach ten nie jest skutkiem braku wiary, lecz jest to właściwy rodzaj lęku, wynikającego z szacunku, bojaźni, by nie zlekceważyć, nie obrazić naszego miłościwego Ojca i Pana, od którego otrzymaliśmy już tyle błogosławieństw i od którego spodziewamy się otrzymać koronę błogosławieństw – chwałę, cześć i nieśmiertelność. Taką bojaźń miał na myśli apostoł, gdy napominał nas, abyśmy wszyscy ją mieli, mówiąc: „Bójmyż się tedy, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia jego, nie zdał się kto z was być upośledzony”.

Tytułowy werset zwraca naszą uwagę na to, że Bóg brzydzi się kłamliwymi ustami, a ma upodobanie w Prawdzie. Zasadą prawdy jest szczerość, która skutkuje nie tylko w naszych słowach, ale kieruje całym naszym życiem, a także naszymi myślami. Obłuda to oszustwo w działaniu. Oszukiwanie innych jest jednym z najbardziej niegodziwych rodzajów kłamstw. A ponieważ głównym źródłem życia jest serce – „z obfitości serca mówią usta”, a także jego obfitość kieruje całym sposobem postępowania, dlatego zwodnicze serce oraz zwodniczy umysł są najniebezpieczniejszymi rzeczami na tym świecie. Jakże zazdrośnie powinien przeto lud Boży strzec swych myśli – odnośnie Boga, odnośnie świata, odnośnie każdego słowa i uczynku, z tą intencją, by nie dozwolić na żadną niesprawiedliwość, aby nie zaakceptować żadnego fałszerstwa. Którzy o to dbają, mają czyste serce. A ludzie o czystym sercu są święci. Tacy ujrzą Boga i staną się współdziedzicami z ich Panem. Jakże więc uważnie powinniśmy strzec naszych serc, naszych myśli, aby były one uczciwe, prawdziwe, prawdomówne pod każdym względem i w każdym szczególe!

====================

— 15 stycznia 1909 r. —