R2200-240 Gorliwość miarą miłości

Zmień język

::R2200 : strona 240::

Gorliwość miarą miłości

„Miał niektóry lichwiarz dwóch dłużników; jeden dłużen był pięć set groszy, a drugi pięćdziesiąt. A gdy oni nie mieli czym zapłacić, odpuścił obydwom. Powiedz tedy, któryż z nich bardziej go będzie miłował? A odpowiadając Szymon, rzekł: Mniemam, iż ten, któremu więcej odpuścił. A On mu rzekł: Dobrześ rozsądził” – Łuk. 7:41-43

Wyjątkowa okoliczność, która doprowadziła do powyższej rozmowy Jezusa z Faryzeuszem Szymonem, jest na ogół dobrze znana. Było to przy końcu misji naszego Pana, gdy pewien przedniejszy Faryzeusz zaprosił Jezusa, aby zagościł w jego domu i jadł z nim i z innymi jego gośćmi. Gdy zasiedli do jedzenia, według ówczesnego zwyczaju na wschodzie, (siadano na pewnego rodzaju łożach, na których goście, półsiedząc a półleżąc, opierali się na lewych łokciach, zwróceni głowami do środka, do stołu, a nogami na zewnątrz), do nóg Pana przystąpiła niewiasta znana ogólnie ze swego niesławnego życia – prawdopodobnie Maria Magdalena – która rzewnie płakała, a łzy jej padały na nogi Jezusowe. Miała z sobą alabastrowy słoik kosztownej maści, którą zamierzała pomazać nogi Jego, lecz wpierw wycierała je swymi włosami. Podobna scena prawdopodobnie nie przytrafiła się nigdy przedtem ani potem; lecz była ona taka, że poruszyłaby najtwardsze serce. Faryzeuszowie jednak byli ludźmi zbyt cynicznymi, aby wniknąć w istotnego ducha tej sytuacji, wzięli to tylko za dowód, że Pan nie był prorokiem; argumentując, że gdyby nim był to znałby charakter tej niewiasty; albowiem

::R2200 : strona 241::

ona była „grzeszna”. Pan Jezus, znając ich serca, dał im lepsze wyjaśnienie tej sprawy, słowami naszego tekstu.

Z ilustracji przytoczonej przez naszego Pana, nie potrzebujemy rozumieć, że wobec Boskiego prawa, Maria ta była winna dziesięć razy więcej od Faryzeusza Szymona ; a raczej, że w ilustracji tej Pan przedstawił uczucia tych dwu grzesznych osób. W rzeczywistości „nie ma sprawiedliwego ani jednego”, „wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im chwały Bożej”. Tak Szymon jak i Maria znajdowali się pod Zakonem Mojżeszowym, według którego ten, co przestąpił jedno przykazanie, winien był wszystkich, czyli był przestępcą całego Zakonu i z tego powodu nie zasługiwał na nagrodę obiecaną temu, kto zachowałby cały Zakon. Jednym nie zachowanym przestępstwem każdy ściągał na siebie taką samą karę, jaką by otrzymał za przestąpienie wszystkich przykazań; mianowicie: karę śmierci. Zatem, ściśle mówiąc, Szymon i Maria byli dłużni jednakowo – życie obu było stracone z powodu grzechu; a gdyby które z nich chciało kiedykolwiek otrzymać życie wieczne, to mogliby dostąpić tego tylko z Boskiego miłosierdzia, w odpuszczeniu ich grzechów. Ściśle mówiąc więc, każde z nich było winne pięćset groszy (oboje znajdowali się pod wyrokiem śmierci) i żadne nie było w stanie wyrównywać swego długu.

Jezus użył ilustracji, dziesięć do jednego, nie na przedstawienie Swego poglądu na tę sprawę, ale aby pokazać w tym uczucia Marii i Szymona. Maria rozumiała swoją niegodność i pod tym względem ona była podobna owemu celnikowi, o którym Pan wspomniał przy innej okazji, że bił się w piersi i mówił: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. Odczuwała ona swój ciężar grzechu i jak bardzo potrzebowała Boskiego miłosierdzia na usunięcie tegoż. Szymon zaś był w swym charakterze podobny do tego Faryzeusza, który, modląc się, dziękował Bogu, że nie był jako inni ludzie. Chociaż może nie rościł pretensji do zupełnej doskonałości pod każdym względem, to jednak zdawało się jemu, że był bliski doskonałości. Niestety! ci co znajdują się w podobnym stanie umysłu, choćby nawet byli mniej grzesznymi, są bardziej oddaleni od Pana aniżeli ci bardziej grzeszni lecz uniżeni i pokutujący, którzy rozumieją potrzebę Zbawiciela i chętnie go przyjmują. Podobnie rzecz się miała i w tym wypadku; chociaż Zbawiciel był obecnym i Szymon mógł był dostąpić wielkiego błogosławieństwa, to jednak pokutująca Maria była tą, która w rzeczywistości Go przyjęła. Ona usłyszała Pańskie słowa: „Odpuszczone są tobie grzechy”, gdy zaś Szymon, który nie wiele odczuwał swoją niegodność, nie doznał przebaczenia. Tu mamy ilustrację Pańskiego orzeczenia, wypowiedzianego na innym miejscu: „Zdrowi nie potrzebują lekarza, ale ci, co się źle mają”. W rzeczywistości, żaden nie jest zdrowym, wszyscy są chorzy, ale tylko ci, co rozumieją i przyznają się do choroby, udają się do lekarza po jego lekarstwo.

Pan Jezus nie tylko usprawiedliwił Swój postępek przyjęcia i uznania dla pokutującej Marii, ale obrócił Swój argument na udzielenie trafnej i dość ostrej nagany Szymonowi. Wykazał mu, że zaniedbał zwykłej naonczas gościnności. Zwyczajem wtedy było witać gościa pocałunkiem, tak jak teraz jest zwyczajem witać się wzajemnie uściskiem dłoni; także było zwyczajem przygotować wodę i odpowiednie naczynia do umycia nóg gościowi, co było potrzebnym i orzeźwiającym z powodu podróżowania po zakurzonych drogach

::R2201 : strona 241::

pieszo, w sandałach. W wypadku zacniejszego gościa, sługa był posłany do umycia mu nóg. Co więcej, specjalni goście, po umyciu im nóg, byli jeszcze pomazywani wonną maścią, jakoby perfumami. Pan nasz zwrócił uwagę Szymonowi, że te ogólne grzeczności gospodarza wobec gościa, były przez niego zaniedbane, lecz zostały więcej niż wyrównane przez Marię; i dodał, że tajemnica tej różnicy uczuć polegała na tym, że Szymon miłował Pana mało, gdy zaś Maria miłowała Go więcej.

Nie można by powiedzieć, że Szymon przypadkowo zapomniał tych objawów grzeczności; ponieważ Faryzeuszowie byli bardzo skrupulatni pod względem mycia i innych formalności zakonnych i obyczajowych. Nie potrzebujemy też wnosić, że była to z jego strony rozmyślna pogarda wobec Pana Jezusa. Przeciwnie, możemy z właściwością przypuszczać, że Szymon, podobnie jak Nikodem, miał prawdziwe zainteresowanie w Jezusie i wnosił, że był On więcej aniżeli zwykłym prorokiem. Jednakowoż, tak Szymon jak i Nikodem, będąc z klasy, czyli kasty zacniejszych i wyższych dostojników, należeli do tych, o których ewangelista Jan (Jana 12:42,43) napisał: „Wszakże i z książąt wiele ich weń uwierzyło; ale dla Faryzeuszów, nie wyznawali, aby z bóżnicy nie byli wyłączeni; bo miłowali chwałę ludzką więcej niż chwałę Bożą”.

Nikodem przyszedł do Jezusa w nocy aby się więcej od Niego dowiedzieć, lecz Szymon, sprytniejszy, zarządził sposobność porozmawiania z Panem wprost, zaprosiwszy Go do siebie na obiad; nie chciał jednak aby drudzy wnosili z tego, że on poważnie interesuje się nauką Jezusa. Z tych to, prawdopodobnie, pobudek, chociaż zaprosił Jezusa i Jego uczni do swego domu, to jednak potraktował ich jako ludzi niższej kasty; jakby pokazując, iż dosyć ich zaszczycił tym, że ich do siebie zaprosił, lecz nie uważał ani traktował ich jako równych sobie. Gdyby nie obawiał się, że mógłby stracić poważanie w gronie swoich współkonfratrów, Faryzeuszów, to niezawodnie przyjąłby Jezusa o wiele gościnniej i serdeczniej.

Wielu z tych, którzy na podobieństwo Marii, zrozumieli swój grzeszny stan i doznali Pańskiego miłosierdzia i przebaczenia, było może gotowych pozazdrościć Marii tego przywileju dotykania się Jego nóg i pomazywania ich wonnymi olejkami. Przez nas sposobność taka mogłaby być nawet tym więcej oceniona, z powodu większej znajomości. Poznaliśmy dokładnie, o czym Maria pojmowała niezawodnie bardzo mało, że Chrystus Jezus, dla nas opuścił chwałę, jaką miał u Ojca i uniżył Samego Siebie do stanu ludzkiego, abyśmy mogli być ubóstwem Jego ubogaceni. Więcej nawet Maria, w tej chwili, nie miała jeszcze pojęcia, do jakiego stopnia

::R2201 : strona 242::

Pan miał się jeszcze uniżyć i ile miał cierpieć za nią i za nas wszystkich, aby wykupić nas z grzechu i z pod wyroku śmierci – Kalwaria należała wtedy jeszcze do przyszłości.

Dla wszystkich będących w usposobieniu Marii, wielką pociechą może być ta myśl, że jaszcze dotąd istnieje sposobność mycia i pomazywania nóg Pańskich. Jego własne usta oświadczyły, że cokolwiek jest uczynione jednemu z najmniejszych Jego naśladowców, On przyjmuje jakoby to było Jemu uczynione. O! jak błogą jest ta myśl! Pan wciąż jeszcze jest w ciele; reprezentowany w Swoich wiernych naśladowcach, którzy mogą być uznawani za członków Jego ciała – członkowie „nóg” Pańskich – jako Nowe Stworzenia. A dokąd ci znajdują się w ciałach, ucierpienia Chrystusowe w ciele wciąż się dokonują i nie dopełnią się prędzej aż ostatni członek tegoż ciała zostanie uwielbiony – Kol. 1:24.

Więcej nawet, według figury biblijnej, Chrystus jest Głową Swego ciała, którym jest Kościół. Przez dziewiętnaście stuleci ciało to było w procesie budowy i teraz dopełniane są ostatnie członki tegoż ciała – członkowie „nóg Jego”. Jako członkowie tej klasy „nóg”, wielu z nich jest zmęczonymi, zniechęconymi, potrzebującymi spoczynku, ochłody i pociechy, coś na podobieństwo tego, co Maria uczyniła literalnym stopom Chrystusa Pana.

Tu więc przychodzi próba na klasę symbolicznych nóg Chrystusowych, podobna do tej jaka tam miała miejsce i która udowodniła wielką miłość Marii a znacznie mniejszą miłość Szymona. Członkowie klasy nóg są niepopularni dziś, tak jak był Pan w owym czasie. Szczególnie niepopularnymi są obecnie w oczach tych, którzy by mogli być przyrównani do ówczesnych nauczonych w Piśmie, Faryzeuszów i doktorów zakonnych. Tylko tacy, którzy bardzo miłują Pana i oceniają doznane miłosierdzie i przebaczenie grzechów, będą miłować członków Jego „nóg”, w czasie obecnym, o tyle, że będą gotowi im służyć i być z nimi w społeczności: podczas gdy inni, na podobieństwo Nikodema i Szymona, chociaż nieco zainteresowani i przyznający prawdziwość ich nauk, to jednak wstydzić się będą Ewangelii dzisiejszych Nazarejczyków; wstydzić się będą Pańskich nóg, które „zwiastują pocieszne rzeczy, opowiadają pokój i zbawienie”, i mówią do Syjonu: „Bóg twój króluje” – Tysiąclecie świta i królowanie Chrystusa rozpoczyna się (Iz. 52:7). Ci zaś, którzy wstydzą się Ewangelii, albo jej sług, wstydzą się Pana, a także Ojca i tacy nie będą uznani za zwycięzców, ponieważ zamiast zwyciężyć świat, oni bywają przezwyciężeni przez świat i jego ducha. Tacy nie będą uznani za godnych dalszego postępu do zupełniejszej znajomości i przywilejów uczniostwa.

Jak mało zdaje się być tych, którzy by odznaczali się duchem Marii Magdaleny w większej mierze! Jak mało jest takich, którzy by wylewali na drugich współczłonków klasy nóg szpikanardową maść ochłody, pociechy i zachęty! Którzy to czynią, dają dowody, że pałają prawdziwą miłością do Pana, który jest Głową, do Jego ciała, a nawet do „nóg”. A sekret ich miłości, podobnie jak to rzecz się miała w wypadku Marii, spoczywa w ich głębokiej ocenie ich własnych niedoskonałości, oraz Pańskiej litości i łaski okazanej im w tym, że grzechy ich były im odpuszczone. Uczucia tych miłujących i pomocnych członków w ciele Chrystusowym, wyraził dobrze Apostoł, gdy w liście do Koryntian napisał: „Albowiem osądziliśmy, iż ponieważ jeden za wszystkich umarł, tedy wszyscy byli umarłymi; a że za wszystkich umarł, aby ci, którzy żyją już więcej nie żyli sobie, ale Temu, który za nich umarł i jest wzbudzony”.

====================

— 15 sierpnia 1897 r. —