R4076-312 Prowokowanie jedni drugich

Zmień język

::R4076 : strona 312::

Prowokowanie jedni drugich

„Przypatrujmy się jedni drugim ku pobudzaniu się do miłości i do dobrych uczynków, nie opuszczając społecznego zgromadzenia naszego, jako niektórzy obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a to tem więcej, czem więcej widzicie iż się on dzień przybliża” – Żyd. 10:24,25

Słowo „prowokować” znaczy pobudzać, inspirować, albo zachęcać do aktywności. Jest ono zazwyczaj używane w złym znaczeniu, lecz jest także stosowane, jak w powyższym wersecie, na określenie pobudki do dobrych uczynków, dobrych myśli itp. Skłonności upadłej ludzkiej natury są do rzeczy złych, samolubnych, brzydkich, a naturalną skłonnością jest, aby i innych pobudzać, lub prowokować, lub zachęcać do podobnie złych i niegodnych myśli, słów i czynów. Z tego też powodu przypowieścią stało się, że: „Złe mowy psują dobre obyczaje”. Każdy doświadczony człowiek zna tą ogólną skłonność, że zło rodzi zło, niszczy i zatruwa wszystko, co jest zacniejsze lub czystsze. Stąd mamy owo biblijne orzeczenie: „Błogosławiony mąż, który nie chodzi w radzie niepobożnych, a na drodze grzesznych nie stoi i na stolicy naśmiewców nie siedzi”. Ci, którzy na tę radę nie zważają, nie potrzebują się dziwić, że wpadają w ustawiczne pokusy i że ich życie skłania się choć w pewnej mierze, do niepobożności i grzechu, do odchylania się od tych rzeczy, które są zacne, prawdziwe i czyste.

Ale „Nowym Stworzeniem w Jezusie Chrystusie” jest ten, w którym rozpoczął się już przemieniający wpływ Ducha Pańskiego – a taki ma już nowe serce, nową wolę, nowe usposobienie. U takiego, „stare rzeczy przeminęły, a wszystkie się nowymi stały”. On został znowu spłodzony, czyli odrodzony, do nowych nadziei i pragnień, a także do nowych pojęć co do rzeczy właściwych oraz niewłaściwych. Zamiast ziemskiej mądrości i sposobów, którymi są „gorzkość, zazdrość i spory”, które to rzeczy nie pochodzą z góry, ale są „ziemskie, zwierzęce i diabelskie”, tacy posiadają teraz mądrość z góry i serce (usposobienie) zdolne do zrozumienia tej mądrości i jej rad, które najpierw są czyste, potem spokojne, mierne, powolne, pełne miłosierdzia i owoców dobrych, nie posądzające i nieobłudne. W proporcji o ile oni osiągną tę mądrość niebieską i nową naturę, ich usposobieniem będzie, aby „prowokować”, czyli pobudzać i zachęcać jedni drugich i wszystkich, z którymi mają styczność, do podobnej dobrotliwości w myślach, słowach i w uczynkach, zgodnie z tą niebieską mądrością, która nimi kieruje.

Jest to w Piśmie Świętym wyłożone jako niezmienna reguła: „Izali zdrój z jednego źródła wypuszcza i słodką i gorzką wodę?”. Oset nie może zrodzić winogron, a krzew winny nie rodzi ostu. Sam Pan powiedział: „Z owoców ich poznacie je”. Jeżeli więc chcemy samych siebie doświadczyć i rozsądzić na ile uśmierciliśmy starą naturę a wzrośliśmy w nową, to będziemy sądzić samych siebie według tego wzoru; odpowiadając sobie na pytania: – Czy mój duch (usposobienie) lubuje się w grzechu w różnych jego formach (nie koniecznie w tych najgorszych formach, jak: morderstwo, kradzież itp., ale w jego bardziej ogładzonych formach, jak: przekręcanie faktów, zazdrość, spory, próżna chwała, obmowy, złe domysły itp.); czy też moje zamiłowanie zwiększa się ku sprawiedliwości, prawdy, dobrotliwości, łagodności, cichości, cierpliwości i miłości? Jeżeli to pierwsze, to jesteśmy jeszcze w zupełności lub częściowo objęci żółcią gorzkości, dlatego znajdujemy się w niewoli nieprawości i natychmiast potrzeba nam udać się do Tego Wielkiego Lekarza i poddać się pod Jego surową kurację, którą jest odcięcie grzechu, uśmiercenie cielesnych pożądliwości, itd. Jeżeli natomiast to drugie jest stanem naszego serca, to mamy powód do radowania się, lecz jeszcze nie jest powód do pysznienia lub chwalenia się; ponieważ nie możemy nic więcej mówić jak tylko, że spełniliśmy nasz obowiązek, że nauczyliśmy się i to niedoskonale, lekcji wystawionych nam przez naszego Wielkiego Nauczyciela.

Apostoł kieruje swoje słowa do Kościoła, do poświęconych nowych stworzeń w Chrystusie Jezusie. Jest to pokazane w powyższym wersecie, gdzie on wlicza siebie do takich, używając formy „my”; a także pokazane jest to w kontekście. Zwraca uwagę poświęconych na wpływ, jaki rozchodzi się z jednych na drugich i jak wobec tego ważnym jest, aby ten wpływ był pobudzający, czyli zachęcający do dobrego. Niezawodnie, że Apostoł zauważył to w ówczesnym czasie, tak samo jak możemy to widzieć obecnie, że wielu przyznających się do poświęcenia, nie rozeznają dobrze jak to poświęcenie powinno ujawniać się we wszystkich ich czynach i słowach. Być może, że widział on wtedy, tak jak obecnie widzimy, że święty wpływ prawdy, osiągnięty na zebraniu przez społeczność serc jednych z drugimi i z Panem bywa często zepsuty, lub zupełnie zgnieciony jakąś nierozsądną, niemiłą uwagą, wypowiedzianą po zebraniu przez kogoś z obecnych.

Któż nie wie o tym jak wielki ogień może rozpalić się z małej iskierki; jak wiele złego może powstać z ognia języka? Jak wiele niedobrych myśli, złych posądzeń, zazdrości, złości, nienawiści i sporów może być wywołane tylko przez wypowiedzenie złośliwej, posądzającej uwagi? Ponieważ Pan oświadczył: „Z obfitości serca usta mówią”, więc wynika z tego, że takie serce i wargi, z których rozchodzą się podobne złe wpływy, nie są kontrolowane mądrością z góry pochodzącą, chociaż nawet w pewnej mierze są poświęcone Panu.

Wielką omyłką także jest mniemać, że ponieważ złe rzeczy mówi się w delikatny i uprzejmy sposób, dlatego jest to rzeczą dobrą i dowodem czystego serca pełnego miłości. Zupełnie przeciwnie, wiemy, że on wielki przeciwnik ustawicznie stara przedstawiać się w szatach światłości, aby w ten sposób mógł wywierać większy wpływ ku złemu pomiędzy tymi, którzy są w przymierzu z Bogiem. Podobnie i ci, którzy zaszczepiają złe myśli i złe posądzenia w ogładzony sposób i być może ze łzą w oku, są najniebezpieczniejszymi wrogami pokoju i bratniej społeczności i często powodują najwięcej szkody; ponieważ takim najprędzej udaje się zaszczepić różne złe myśli i korzenie gorzkości do serc takich, którzy by od razu sprzeciwili się podobnym rzeczom gdyby takowe były wypowiadane w sposób ostry, obelżywy i ordynarny.

Mamy nie być nie zważającymi na dobro drugich. W naszej styczności jedni z drugimi, czy to w styczności osobistej, czy też przez listy, lub przez szpalty niniejszego pisma, mamy mieć na względzie jedni drugich. Mamy uważać, co byłoby pomocą a co przeszkodą, co byłoby zachętą a co kamieniem obrażenia; i mamy czynić wszystko, co tylko jest w naszej mocy, aby drugim dopomagać do biegnięcia z cierpliwością w tym zawodzie o niebieską nagrodę. Jeżeli prawdziwie jesteśmy poświęceni Panu, to nie możemy czynić „nic przeciwko prawdzie, lecz (każdy wysiłek musi być) za prawdą” (2 Kor. 13:8). O! jak błyszczącym światłem byłby każdy Chrześcijanin gdyby wszystkie jego czyny były rozważane i wzorowane tak aby były korzystne dla tych, z którymi ma styczność! Jak wielkim błogosławieństwem byłoby to w zgromadzeniu! Do takiej braterskiej oględności Apostoł właśnie zachęca nas, gdy mówi: „Przypatrujmy się jedni drugim ku pobudzaniu się do miłości i do dobrych uczynków”. O ile tylko możliwe unikajmy każdego słowa i uczynku, które by mogły rozniecać nienawiść, zazdrość, spory, gorzkość (i złe uczynki wynikłe z takich uczuć), które to rzeczy są z „ciała i diabła”.

Apostoł łączy tę radę z napomnieniem, aby nie opuszczać społecznego zgromadzania się jako lud Boży. Żaden z nas nie jest tak silnym w nowej naturze, aby nie potrzebował społeczności z drugimi tej samej wiary. Gdybyśmy nawet czuli się dosyć mocnymi sami, to jednak duch miłości powinien tak kontrolować nami, że z przyjemnością zgromadzalibyśmy się z braćmi dla ich dobra, jeżeli już sami z tego nie korzystalibyśmy. Lecz my jesteśmy mniej lub więcej tak jak te węgle w ogniu, które gdy są odosobnione prędko stygną, lecz gdy są razem rozgrzewają i rozpalają się wszystkie. Nasz Pan zachęcał Swoich naśladowców, aby starali się razem zgromadzać na badanie Jego Słowa i na modlitwy, zapewniając, że szczególniejsze błogosławieństwo spłynie na nich na takich zebraniach, choćby nawet tak mało się zeszło jak dwóch lub trzech.

Jest prawdą, że niekiedy odosobnieni, nie mający społeczności z innymi będącymi w prawdzie (oprócz tej społeczności, jaką mają przez Strażnicę), mogą być zaliczeni do najsilniejszych, najgorliwszych i najwięcej poświęconych, to jednak nie mamy z tego wnosić, że to błogosławieństwo przychodzi z tego, że oni są odosobnieni, ale raczej, że ponieważ to odosobnienie jest z ich strony nieuniknione, dlatego Pan im to wynagradza Swoją duchową obecnością i Swoim błogosławieństwem, i w ten sposób dopełnia im ten brak społeczności z innymi członkami tego jednego ciała. Gdy jednak ktoś ma sposobność zgromadzać się z drugimi na chwalenie Boga i na badanie Jego Słowa, a zaniedbuje tego przywileju, to nie potrzebujemy spodziewać się, że dla korzyści takich Bóg będzie dokonywał specjalnych cudów Swej łaski. Boskich cudów można spodziewać się tylko w czasach gwałtownej potrzeby, na dopełnienie naturalnych braków.

Ponadto należy nam pamiętać, że przez Straż i przez pocztę Pan ustanowił przewód komunikacji pomiędzy Jego ludem, tak, że nikt nie potrzebuje być bez tej społeczności i duchowej łączności z drugimi. Zwracamy również uwagę na ten fakt, że warunki naszego pisma są tak liberalne, że i najbiedniejszy z Pańskiego ludu może zapewnić sobie ten przywilej społeczności z drugimi. Jeżeli kto zaniedba użyć tej łaski, którą z dozwolenia Pańskiego może dosięgnąć kosztem jednej pocztówki lub jednego listu na rok (przez przysłanie zawiadomienia, że z powodu ubóstwa życzy sobie otrzymywać Strażnicę bezpłatnie), to jest w tym jego własna wina; bo taki nie zważa na Pańską instrukcję podaną przez Apostoła i zaniedbuje możliwy dla niego sposób społeczności z drugimi tej samej kosztownej wiary. Jeżeli tacy zaczynają stygnąć z powodu takiego zaniedbywania Boskich zarządzeń i opatrzności, to są sami sobie winni. Nie wiemy jak można by warunki Strażnicy uczynić przystępniejsze aniżeli one są obecnie. Zachęcamy wszystkich ubogich, aby przyjęli to pismo nie jako czyjś osobisty podarek, ale jako część Boskiego zarządzenia dla Jego ludu, do której to części oni są tak samo zaproszeni jak i do wszystkich zarysów Jego łaski. Darmo otrzymaliśmy i darmo dajemy i będziemy dawać to poselstwo o Jego miłości i łasce.

Apostoł nasuwa myśl, że w miarę jak „on dzień” będzie się przybliżał, zachodzić będzie tym większa potrzeba stosowania się do tej instrukcji względem społeczności ludu Bożego jednych z drugimi. I doświadczenie uczy, że tak jest; ten wielki dzień Tysiąclecia, który chronologicznie już się rozpoczął, sprowadził z sobą nowe działania dla umysłu i ciała, większe parcie w handlu, większy pośpiech w życiu, a w proporcji do tego również większe niebezpieczeństwo (dla ludu Bożego) zaduszenia się troskami o ten żywot, ułudami bogactw, lub zabieganiem o bogactwa. Potrzeba nam więc przeciwdziałającego wpływu, aby odeprzeć te zwiększające się wpływy świata i jego spraw; a ten przeciwdziałający wpływ powinien być szukany i może być znaleziony pomiędzy ludem Pańskim – w ich społeczności jednych z drugimi i z Panem, w ich wzajemnym napominaniu i zachęcaniu jedni drugich do stateczności w rzeczach wyłożonych w Boskim Słowie.

Ponadto wiemy jeszcze, że początek tego wielkiego dnia Tysiąclecia jest „dniem ucisku”. Znajdujemy, że późniejsza część tego dnia ucisku będzie nad światem i że Pan obiecał członkom Kościoła, że gdy będą wierni zostaną uznani za „godnych ujść tego wszystkiego, co się dziać ma”. Zauważyliśmy również i to, że początkowa część tego ucisku, która jest czasem przygotowania do światowego ucisku, będzie czasem szczególniejszego ucisku, prób, doświadczeń i przesiewania w Kościele; albowiem sąd tego dnia „rozpoczyna się od domu Bożego”. Widzimy, że to przesiewanie i potrząsanie odbywa się wszędzie w około nas w nominalnym kościele, a z tym większą gwałtownością pomiędzy tymi, którzy zajmują wyższe stanowisko będąc oświeceni znajomością teraźniejszej prawdy. „On wielki dzień gniewu Jego (sądu, próby, przesiewania najprzód w Kościele a później we wszystkich narodach) przyszedł i któż się ostać może?”. Słyszymy napomnienie Apostoła, który spoglądając proroczo do naszych czasów, powiedział: „Przetoż weźmijcie zupełną zbroję Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły, a wszystko wykonawszy ostać się. Albowiem nie mamy boju przeciwko krwi i ciału, ale przeciwko księstwom, przeciwko zwierzchnościom, przeciwko dzierżawcom świata ciemności wieku tego, przeciwko duchownym złościom, które są wysoko” – Efez. 6:12,13.

W miarę jak widzimy, że „on dzień przybliża się” mamy być tym pilniejszymi w społecznym zgromadzeniu się; a także tym gorliwszymi w napominaniu i pobudzaniu jedni drugich do miłości i do dobrych uczynków, dopomagając w ten sposób jedni drugim do przywdziewania tej „zupełnej zbroi Bożej” – tych przymiotów charakteru, cichości, cierpliwości, łagodności, braterskiej uprzejmości, wiary, nadziei i miłości – abyśmy nimi (jako tą Boską zbroją) mogli zabezpieczyć się od ataków onego złośnika i ostać się. Wyraźną myślą tego jest, że gdy nie będziemy mieli tej zbroi to nie ostoimy się. A zbroja ta obejmuje w sobie coś więcej aniżeli tylko samą znajomość przedstawioną w przyłbicy. Należy zauważyć, że zbroja ta obejmuje także zupełny pancerz sprawiedliwości, czyli czystość serca; obejmuje także tarczę wiary, miecz Ducha i sandały poświęcenia.

W następnym wierszu (Żyd. 10:26) Apostoł wspomina możliwość dobrowolnego grzechu pomiędzy ludem Bożym i co by z tego wynikło – wtóra śmierć (sroższe karanie aniżeli pierwsza śmierć, bo z wtórej śmierci niema już nadziei wybawienia) – „wieczne zatracenie od obliczności Pańskiej i od chwały mocy Jego”.

Chociaż dobrowolne grzechy zawsze były takie same, to jednak z tych słów Apostoła możemy wnosić, że pokusy i niebezpieczeństwa tego „złego dnia”, w którym żyjemy, będą szczególnie doświadczać pod tym względem. Należy dobrze zauważyć, że Apostoł nie mówi o grzechach popełnionych z nieświadomości, ani o przypadkowych uchybieniach przez omyłkę lub tym podobnych, które to grzechy nie są na śmierć, więc przestępca może się z nich podnieść w duchu pokory. Apostoł mówi tu o zupełnie dobrowolnych grzechach, za które najwyższa kara będzie sprawiedliwie i właściwie wymierzona.

Na pierwszą myśl wielu byłoby gotowych powiedzieć: „Ja nie jestem w niebezpieczeństwie takiego grzechu, bo jestem pewien, że dobrowolnego, rozmyślnego i celowego grzechu bym nie popełnił”. Zauważmy jednak, drodzy przyjaciele, że jest możliwym popaść w grzech, który w chwili popełnienia go nie był grzechem dobrowolnym, lecz później może się takim stać. Na przykład każde przestępstwo popełnione czy to w zupełnej nieświadomości czy z częściowym udziałem naszej woli, może stać się zupełnym, dobrowolnym i rozmyślnym grzechem później, gdy przyszedłszy do zupełnej znajomości w tym przedmiocie, nie pokutujemy za dany grzech przed Bogiem i na ile to jest w naszej mocy, nie dążymy do zadośćuczynienia wobec tego, kogo skrzywdziliśmy. Przyzwalać na grzech jasno i zupełnie zrozumiany, jedynie dlatego że w chwili popełnienia go byliśmy w nieświadomości, oraz unikać zadośćuczynienia zań i w ten sposób popierać dany grzech świadomie, zdaje się, że czyniłoby go grzechem dobrowolnym.

Tak rozumiejąc sprawę, dzieci Boże nie mogą sankcjonować w swych umysłach nawet i najmniejszej niesprawiedliwości lub nieprawdy jedni ku drugim lub ku innym. Główna myśl tego wyrażona jest w Pańskim przykazaniu: „A tak jeźlibyś ofiarował dar twój na ołtarzu, (jeżeli chcemy cokolwiek ofiarować Panu, czy to pełnić jakąś służbę, oddawać Mu cześć lub dziękczynienie), a tambyś wspomniał, że brat twój ma co przeciwko tobie (że ktoś został przez ciebie poszkodowany słowem, myślą lub uczynkiem), zostaw tam dar twój przed ołtarzem (nie myśl że dar ten będzie przyjemnym Bogu, jeżeli w twoim sercu, lub w postępowaniu, albo słowami czynisz jakąkolwiek niesprawiedliwość drugim), a odejdź, pierwej się pojednaj z bratem twoim (wynagrodź mu, przeproś go wyjaśnij jak najlepiej cokolwiek złego mu uczyniłeś), a potem przyszedłszy ofiaruj dar twój (wiedząc że gdy będziesz w takiej postawie serca, Wszechmocny Bóg z upodobaniem przyjmie twój dar)” .

Opisując tych, którzy grzeszą dobrowolnie, Apostoł używa bardzo mocnego, obrazowego języka, oświadczając, że z powodu, iż tacy zamiast sprzeciwiać się grzechowi, są raczej w serdecznej sympatii z nim i oni są przeciwnikami Syna Bożego, który był w tak wielkiej dysharmonii z grzechem we wszelkiej jego formie, że złożył życie Swoje, aby nas wykupić z mocy i z przekleństwa grzechu. Apostoł, więc oświadcza, że tacy rozmyślni grzesznicy mogą być uważani za nieprzyjaciół Chrystusa, którzy w rzeczywistości depczą Go, oraz Jego dobroć i miłość, gardząc Jego miłosierdziem i łaską tak samo jak Jego instrukcją ku sprawiedliwości. Mówi dalej, że ponieważ oni byli raz poświęceni w rezultacie ich wiary w drogą krew i tą krwią byli omyci z grzechów, ich obecne wracanie się do grzechu znaczy, że nie oceniają więcej drogiej krwi Chrystusowej, która ich kupiła – poczytują ją za rzecz nieświętą (zwykłą) i że lżą ducha Boskiej łaski, która wystawiała przed nimi sposobność uwolnienia się z niewoli grzechu, a ostatecznie uwolnienia z pod jego kary, śmierci i osiągnięcia korony żywota wiecznego.

Wystawiając przed Kościołem niebezpieczeństwo grzechu i odpadnięcia od Chrystusa i od sprawiedliwości, Apostoł zachęca nas do dalszej walki przeciwko grzechowi i jego wpływom w nas samych i w drugich, „wykonując poświęcenie w bojaźni Bożej”. Zgodnie z tym on zwraca naszą uwagę na pierwszą miłość i gorliwość – „na dni pierwsze, w których będąc oświeceni, znosiliście wielki bój utrapienia, lubo to gdyście byli i urąganiem i utrapieniem na podziw wystawieni, lub też gdyście się stali uczestnikami tych, z którymi się tak obchodzono”. W ten sposób Apostoł stara się zachęcać lud Boży, aby trwali w tym dobrym boju – aby nadal walczyli przeciwko światu, ciału, Szatanowi i przeciwko jego duchowi, a szczególnie każdy w samym sobie, na polu walki swej własnej duszy. Zachęca także, że wiara w Boga i w nagrodę, jaką On udzieli w przyszłości, gdy zostanie uwielbiony w świętych Swoich, jest również konieczna do znoszenia różnych trudności jako dobrzy żołnierze walczący przeciwko złemu tak z zewnątrz jak i wewnątrz, mówiąc: „Przetoż nie odrzucajcie ufności waszej, która ma wielką zapłatę” – „nie opuszczając społecznego zgromadzenia naszego, jako niektórzy obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a to tym więcej, czym więcej widzicie, iż się on dzień przybliża”.

To przypomina nam słowa Pańskie wypowiedziane przez proroka Malachiasza (Mal. 3:15-17). W czasach, gdy pyszni uważani są za błogosławionych ci, którzy czynią nieprawość utwierdzeni bywają w mocy i wpływach, a ci, którzy kuszą Boga dostępują powodzenia – „tedy rozmawiali o tym ci, którzy się boją Pana każdy z bliźnim swoim, (sympatyzując jedni z drugimi i zachęcając się wzajemnie); i obaczył Pan, a usłyszał i napisano księgę pamiątki przed obliczem Jego dla bojących się Pana i myślących o imienin Jego. Cić Mi będą, mówi Pan zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością; i zmiłuję się nad nimi jako się zmiłowywa ojciec nad synem swoim, który mu służy”. Chociaż wszyscy powinni się starać, aby wzajemnie pobudzać się do miłości i do dobrych uczynków, to jednak dobrze wiemy, że większość czyni przeciwnie. Zachęcamy więc, aby ci, którzy są szczególnym ludem Bożym podporządkowali się pod Jego Słowo i Ducha tak, aby mogli być pobudzani do dobrych uczynków nawet w najmniej przyjaznych warunkach. Zauważmy Szczepana; znalazłszy się pomiędzy nieprzyjaciółmi, którzy później go uśmiercili, on nie tylko miał odwagę głosić im Chrystusa, ale ponadto serce jego było tak pobudzone do miłości i do dobrych uczynków, że oblicze jego jaśniało anielską pięknością (Dz. Ap. 6:15). Ta obfitość miłości uzdolniła go do modlenia się za swoich morderców (Dz. Ap. 7:60). Nic nie zdołało pobudzić do złego tak uduchowionego świętego. Naśladujmy ten wzór dany przez tak wiernych naśladowców postępowania naszego Pana.

====================

— 15 października 1907 r. —