R4804-124 Czego bał się nasz Pan i od czego został wybawiony

Zmień język 

::R4804 : strona 124::

Czego bał się nasz Pan i od czego został wybawiony

„Chrystus (…) dla bogobojności został wysłuchany” – Żyd. 5:7 (NB)

Nasz Pan nie obawiał się tego, że braknie Mu Bożej miłości czy też, że Boże obietnice się nie spełnią. Wiedział On, że wierny jest Bóg, gdy coś obiecuje, że dotrzymuje umowy, a także że Jego postępowanie i działanie oparte jest na wiecznych zasadach prawdy i sprawiedliwości, od których odstąpienie choćby na jotę jest wprost niemożliwe. Nasz Pan wiedział też jednak, że plan zbawienia ludzi został uzależniony od posłuszeństwa pomazanego Najwyższego Kapłana względem każdej joty i kreski praw, które się do Niego odnosiły, tak jak zostały one ukazane w obrazowej służbie Przybytku. Ofiara nie tylko miała zostać złożona, ale musiała być złożona dokładnie w taki sposób, jaki został przewidziany.

Gdyby obrazowy arcykapłan, Aaron, kiedykolwiek nie dopełnił któregoś z przepisów dotyczących ofiarowania (zob. 3 Moj. 9:16), gdyby zapomniał lub zignorował jakąkolwiek część owych zaleceń albo też, gdyby zastąpił je jakimiś własnymi pomysłami, nie zostałby dopuszczony do pokropienia ubłagalni taką niedoskonałą ofiarą; jego usługa nie zostałaby przyjęta, a on by umarł i nie mógł wyjść, by błogosławić lud (3 Moj. 16:2,3).

Widzimy więc, że podejmując się wielkiego dzieła odkupienia, nasz Pan miał do czynienia ze sprawą życia i śmierci, nie tylko w odniesieniu do całego rodzaju ludzkiego, ale także samego siebie. Obrazowo mówiąc, ujął On swoje życie we własne ręce. Nic więc dziwnego, że pod ciężarem tej odpowiedzialności Pan odczuwał strach. Napięcie wywołane próbą, której został poddany, byłoby zbyt wielkie nawet dla doskonałej ludzkiej natury, gdyby nie otrzymała ona wsparcia Bożej łaski. To dlatego często szukał On miejsca modlitwy, gdzie prosił o łaskę pomocy w stosownym czasie.

Jakże ogromna była walka utrapienia, przez którą przechodził, jak wymyślne i podstępne były zwodnicze pokusy na pustyni! (Zob. Wykłady Pisma Świętego, tom V, str. 110-117.) Jakiż był wobec Niego sprzeciw grzeszników, jakże podła niewdzięczność ze strony tych, których przyszedł zbawić. Pomyślmy o Jego ubóstwie, o utracie przyjaciół, wysiłku i wyczerpaniu, bezdomności i nieustannych prześladowaniach, a wreszcie o zdradzie i agonii śmierci! O tak, sprawdzian wytrzymałości i posłuszeństwa względem dokładnych wymagań Zakonu ofiarniczego był w tych warunkach niezmiernie wymagający. Jak wielką ostrożność, skrupulatność wypracował on u naszego Pana. Istniała bowiem obawa, że nie uda Mu się skorzystać z obietnicy o wejściu do pozostającego odpocznienia oraz do przyszłej chwały Dnia Pojednania, gdyby nie dopełnił wszystkich wymagań swego urzędu kapłańskiego odnośnie sprawowania przyjemnej służby. Tak też mówi Apostoł: „Bójmyż się tedy, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia jego, nie zdał się kto z was być upośledzony” – Żyd. 4:1.

„IZALI NIE MAM PIĆ KIELICHA TEGO, KTÓRY MI DAŁ OJCIEC?”

Gdy Pan doczekał ostatniej nocy swego ziemskiego życia, w Jego umyśle coraz intensywniej pojawiało się pytanie: „Czy do tej pory wykonałem wszystko dokładnie tak, by było to zgodne z wolą Bożą? A teraz, w obliczu śmiertelnego zmagania, które na mnie przychodzi, czy jestem zdolny do tego, by wypić kielich goryczy aż do samego dna? Czy jestem zdolny znieść nie tylko fizyczną agonię, ale także hańbę, wstyd i okrutne szyderstwa? Czy jestem w stanie uczynić to tak doskonale, by moja własna sprawiedliwość mogła zostać bez zastrzeżeń przyjęta przez Boga? Czy będę umiał znieść widok rozproszenia i przerażenia moich uczniów, pozornego unicestwienia dzieła mojego życia? Czy udźwignę to, że moje imię oraz Boża sprawa okryte zostaną hańbą, gdy tymczasem moi wrogowie będą chełpliwie triumfować? Czy umiem tego wszystkiego dokonać, tak by usłyszeć: „Dobrze,”?

Taka była ostatnia walka naszego Pana. Z pewnością moce ciemności były bardzo aktywne w tej strasznej godzinie, wykorzystując okoliczności, Jego słabość i zmęczenie, by osłabić Jego nadzieję, by napełnić Jego umysł obawami, że na pewno upadnie albo nawet już upadł, nie wykonując swego zadania w zadowalający sposób, a w związku z tym, Jego zmartwychwstanie nie byłoby pewne. Nic dziwnego, że Jego doskonałe ludzkie serce tonęło w takich rozważaniach, a emocjonalna agonia wyciskała z Jego ciała wielkie krople krwawego potu! Ale czy uległ On takiemu zniechęceniu i czy wycofał się z walki, gdy został poddany przełomowemu sprawdzianowi? Nie! Przedstawił On owe ludzkie obawy swemu Niebiańskiemu Ojcu, Temu, „który go mógł zachować od śmierci”, tak by Jego ludzka wola mogła zostać wzmocniona Bożą łaską, by mógł śmiało dążyć do dopełnienia ofiary przyjemnej Bogu, by chętnie poddał się tym, którzy mieli Go poprowadzić jak baranka na zabicie, jak owcę przed tych, którzy ją strzygą, by nie otworzył ust w samoobronie (Iz. 53:7).

Jego modlitwy do Ojca nie były daremne: „Dla bogobojności został wysłuchany”. Choć Jego słowa były nieliczne (ponieważ żadne słowa nie były w stanie wyrazić uczuć Jego duszy), Jego utrapiony duch cały czas wstawiał się za Nim swymi westchnieniami, których nie dało się wysłowić (Rzym. 8:28). Następnie Bóg posłał anioła, by Go pocieszał i usługiwał Mu, by zapewniał Go o nieustającej łasce Bożej i w ten sposób udzielił Mu nowej odwagi, wzmocnił Jego umysł i zdecydowanie charakteru w celu wytrzymania wszystkiego, co było jeszcze przed Nim, aż do śmierci włącznie.

Z takim wsparciem ze strony Bożej łaski nasz drogi Pan wyszedł z tej sytuacji pełen niewzruszonej odwagi, by dokończyć dzieła, które zostało Mu powierzone. Mógł teraz spokojnie wyjść do swych umiłowanych, choć zmęczonych i zdezorientowanych uczniów, i powiedzieć: „Śpijcie dalej i odpoczywajcie”. Gorycz duchowej walki była już za Nim, a w Jego duszy świeciło niebiańskie światło rozpraszające ciemny mrok, który wisiał nad Nim jak żałobny obłok, sprawiając, że był On „smutny aż do śmierci”. O tak, „dla bogobojności został wysłuchany”, a strach został całkowicie od Niego odjęty. Mocny dostarczoną przez Boga mocą czuł, że jest w stanie złożyć przyjemną ofiarę, wypełniając przez to co do joty i kreski wszystkie wymagania Zakonu; dzięki temu został zachowany od śmierci, a Jego zmartwychwstanie było pewne.

Z TEGO, CO CIERPIAŁ, NAUCZYŁ SIĘ POSŁUSZEŃSTWA

Bogobojność naszego Pana nie była grzeszną bojaźnią. Była to bojaźń, do odczuwania której jesteśmy zachęcani także i my, pragnący kroczyć Jego śladami, o ile nie chcemy utracić obietnic, które są zagwarantowane, ale pod pewnymi konkretnymi i niezmiennymi warunkami (Żyd. 4:1). Bojaźń ta rodziła się nie z wątpliwości w moc i chęć Boga do spełnienia wszystkich Jego obietnic, ale ze świadomości sprawiedliwych zasad, które muszą w każdym przypadku rządzić działaniem Ojca. Była to bojaźń wobec niezmiennego Prawa, które sprawiedliwie powiązało nagrodę życia wiecznego i chwały z wypełnieniem Jego przymierza ofiary oraz karę wiecznej śmierci z Jego niepowodzeniem. W tym też czasie zaczął On sobie uświadamiać, że pomimo doskonałości posiadanej przez Niego ludzkiej natury, Jego serce i ciało upadnie, jeśli nie zostanie wzmocnione Bożą łaską. Psalmista wyraża ową bojaźń Pana i źródło, z której ona pochodziła, mówiąc: „Choć ciało moje i serce moje ustanie, jednak Bóg jest skałą serca mego i działem moim na wieki” (Ps. 73:26). Była to synowska bojaźń, całkowicie zgodna z relacją, jaka wiązała Go, uznanego Syna, z Bogiem. „A choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa” – Żyd. 5:8.

Jesteśmy szczęśliwi, że Jezus nie był chłodny i obojętny, ale wrażliwy i pełen ciepłych, miłujących i czułych uczuć oraz że my w konsekwencji możemy uświadamiać sobie, iż jest On bardziej niż ktokolwiek inny z ludzi zdolny do współczucia z najbardziej czułymi, najdelikatniejszymi, najczystszymi i najwrażliwszymi osobami. Musiał On bardzo żywo odczuwać warunki, w których się znalazł, kładąc za nas swoje życie, gdyż im bardziej doskonały jest organizm, tym wrażliwsze i tym bardziej napięte bywają uczucia. Im większa jest zdolność do radości, tym mocniejsze odczuwanie smutku. Będąc absolutnie doskonałym, nasz Pan musiał być nieporównywalnie bardziej podatny na wpływ bólu niż inni ludzie.

„OFIAROWAŁ MODLITWY I UNIŻONE PROŚBY DO TEGO, KTÓRY GO MÓGŁ ZACHOWAĆ”

Poza tym wiedział On, że posiada doskonałe życie, niezbywalne, a uświadamiał sobie, że właśnie będzie się z nim rozstawał. Inne istoty ludzkie cieszą się jedynie niszczejącą i potępioną egzystencją, zdając sobie sprawę, że muszą się z nią po pewnym czasie rozstać. Dlatego dla naszego Pana złożenie życia było całkowicie odmienną sprawą, niż gdyby swe życie miał położyć któryś z Jego naśladowców. Jeśli wyobrazimy sobie, że sto procent oznacza doskonałe życie, to nasz Pan miał pełne sto procent do ofiarowania, podczas gdy my, będąc w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach umarłymi ze względu na występki i grzechy oraz związane z nimi potępienie, moglibyśmy co najwyżej ofiarować jedną setną. A zatem chłodna stoicka obojętność względem utraty życia, bazująca na świadomości, że mogłoby ono trwać co najwyżej jeszcze tylko przez krótki czas, byłaby czymś całkiem odmiennym od jasnej świadomości, którą posiadał nasz Pan dzięki doświadczeniu bycia z Ojcem „pierwej, niżeli świat był”. Przy tym miał On świadomość, że życie, które składał, nie było stracone ze względu na grzech, lecz stanowiło Jego dobrowolną ofiarę.

Nie ma wątpliwości, że owa myśl o utracie życia stanowiła istotny element smutku naszego Pana. Apostoł jasno sugeruje to w słowach: „Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od [ze] śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany” – aby nie był zgładzony (Żyd. 5:7, NB). Ta myśl prowadziła do następnej, tj. czy doskonale wykonał On wolę Ojca? Czy miał prawo do obiecanej nagrody i czy ją otrzyma – a mianowicie: powstanie od umarłych?

Gdyby uchybił choćby w najmniejszym szczególe, nie osiągnąwszy dokładnego stopnia doskonałości, Jego śmierć oznaczałaby unicestwienie. I choć wszyscy ludzie obawiają się zagłady, nikt nie może poczuć pełnej głębi i mocy jej znaczenia, jak tylko Ten, który posiadał nie tylko doskonałe życie, ale także wspomnienie wcześniejszej chwały u Ojca „pierwej, niżeli świat był”. Dla Niego sama myśl o unicestwieniu sprowadzała udrękę i trwogę dla duszy. Wydaje się, że myśl ta nigdy wcześniej nie dotarła z taką siłą do umysłu naszego Pana. To właśnie spadło na Niego w tym momencie, sprowadzając smutek aż do śmierci. Rozumiał, że niebawem, zgodnie z Prawem, będzie musiał cierpieć jako złoczyńca, a w tej sytuacji pojawiało się naturalne pytanie: Czy był całkowicie bez zarzutu, czy Niebiański Sędzia zupełnie Go uniewinni, choć tak wielu ludzi skłonnych było Go potępić?

„NIE MOGLIŚCIE JEDNEJ GODZINY CZUWAĆ ZE MNĄ?”

Po modlitwie wrócił do swych trzech uczniów, ale zastał ich śpiących. Łagodnie upomniał ich, pytając: „Tak to nie mogliście jednej godziny czuwać ze mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie”. Następnie nasz Pan odszedł ponownie i modlił się tymi samymi słowami, potem uczynił to jeszcze raz, po raz trzeci. Sprawa wyraźnie ciążyła Jego sercu. Czy mógł teraz, kończąc swój bieg, w zupełności polegać na tym, że starając się poszukiwać woli Bożej, uczynił wszystko w sposób godny przyjęcia? Czy mógł mieć zupełną pewność wiary, że Bóg wybawi Go od śmierci przez zmartwychwstanie?

W odpowiedzi na Jego błaganie wysłany został niebiański posłaniec, by Go pocieszył, by Go pokrzepił i wzmocnił. Nie mamy informacji na temat poselstwa, jakie przyniósł anioł, ale najwidoczniej było to posłannictwo pokoju. Zapewnił Go nie tylko o tym, że postępowanie Pana znalazło uznanie w oczach Ojca, ale także, że zostanie przez zmartwychwstanie wywiedziony ze śmierci. Wystarczyło to, by udzielić naszemu Panu całej siły i odwagi, potrzebnej do przebycia ciężkiej próby, którą miał przed sobą. Od tej pory widzimy Go, jak jest spokojny i opanowany, bardziej niż jakakolwiek znana nam postać. Gdy podchodzi do Niego Judasz i jego zgraja, jest On najbardziej spokojny i opanowany ze wszystkich tam obecnych. Podobnie jest przed arcykapłanem Kajfaszem, Piłatem i w czasie ukrzyżowania. Odnalazł On pokój w posłannictwie, że został uznany przez Ojca i że należą Mu się wszystkie łaskawe obietnice chwały, czci i nieśmiertelności. Teraz był gotów przebyć każdą ciężką próbę, był w stanie doskonale poddać się swoim nieprzyjaciołom.

====================

— 15 kwietnia 1911 —